środa, 26 grudnia 2012

Rozdział 13


Rozdział dedykowany Sol, która często dopingowała mnie do pracy i służyła za Wena. Gdyby nie ona pewnie dłużej musielibyście nieraz czekać aż coś naskrobię. Dziękuję ci za pomoc i cierpliwość.

Michaś został zaniesiony przez policjanta, na którego szyi zawisnął, do radiowozu. Mężczyzna zaskoczony ufnością malucha pogłaskał go po ciemnej główce i usiadł z nim na tylnym siedzeniu.
- Nie bój się, już złapali tych okropnych porywaczy  - uśmiechnął się do chłopczyka uspokajająco.
- Nie byli tacy źli, robili dobre kanapki i pozwolili mi oglądać bajki. A potem jak znalazłem to wino, straszne się ucieszyłem – opowiadał z przejęciem maluch.
- To w domu pozwalają  pić ci alkohol? – zapytał zdezorientowany mężczyzna.
-  O czym pan mówi, przecież dzieciom nie wolno! – oburzył się Michaś. – Wie pan – kontynuował z poważną minką  – ja kiedyś oglądałem taki film jak dwóch panów piło wino, potem się całowali, turlali po dywanie i zaczęli robić TE rzeczy. Weszła sąsiadka, a oni nawet jej nie zauważyli. Pomyślałem, że jak się zaczną turlać, to ucieknę i poszukam telefonu, żeby zadzwonić do tatusia – zamrugał długimi rzęsami Michaś wyraźnie z siebie zadowolony.
- Aa sskąd wiedziałeś, że oni będą się całować? – Wyjąkał policjant, któremu od tych wszystkich rewelacji zaczęło lekko kręcić się w głowie. Siedzący z przodu radiowozu kierowca zatykał sobie pięścią usta i wydawał z siebie dziwne bulgoczące odgłosy.
- To proste, oni zachowywali się zupełnie jak moi tatusiowie. Patrzyli sobie w oczy, uśmiechali się, a ten większy ciągle wzdychał i się oblizywał, zupełnie jak tata Max – Chłopczyk wbił w mężczyznę niewinne oczęta.
- Możesz oglądać takie filmy dla dorosłych? – zapytał mężczyzna całkowicie skołowany.
- Nie mogę, ale jak chłopcy w zerówce powiedzieli, że bocian przynosi dzieci musiałem to sprawdzić, bo wie pan taki niemowlak dużo waży i ptaszek by go przecież nie uniósł – odparł z powagą małego naukowca Michaś. – Wiedziałem, że mnie w konia robią. W Internecie pisało, że najpierw trzeba robić TE rzeczy, a potem dzidziuś rośnie w brzuszku – przysunął się do policjanta bliżej i z ogromną ciekawością zaczął obmacywać jego sporą oponkę. – Jest już bardzo duży, pewnie maluszek niedługo się urodzi – pokiwał główką.
- Ale ja nie….- Policjant obserwował poczynania chłopca z otwartymi ustami nie wiedząc co odpowiedzieć. Tymczasem kierowca zaskowyczał jakby ktoś nadepnął mu na nogę i wypadł z samochodu dławiąc się własną dłonią.
 – Myślę, że najlepiej będzie jak odwieziemy cię do domu – Machną przez okno na stojącego nieopodal mężczyznę. Po dwóch godzinach byli już na miejscu. Chłopczyk w tym czasie zasnął na kolanach porucznika. Jak tylko policjant wszedł do holu w willi Norra usłyszał głośny pisk. Pojawiła się jasnowłosa błyskawica i wyrwała Michasia z jego ramion. Jacek delikatnie przytulił do piersi śpiącego synka i pobiegł z nim na piętro, zostawiając oniemiałego gościa samego.
- Przepraszam za męża – Max podał rękę policjantowi. -  Trochę go poniosło, ale strasznie się denerwował. Jesteśmy ogromnie wdzięczni policji za pomoc i szybką interwencję.
- To nasza praca – odparł skromnie mężczyzna – nie jestem pewien czy ta interwencja była rzeczywiście konieczna – roześmiał się i położył zdumionemu piosenkarzowi rękę na ramieniu. Usiedli w salonie, gdzie po chwili dołączyła do nich cała rodzina. Michaś w tym czasie kąpał się ze swoją kaczuszką zalewając całą łazienkę. Wszyscy z zainteresowaniem wysłuchali relacji mężczyzny z przeprowadzonej akcji, zaśmiewając się do łez z historyjki malucha.
- Chyba będę musiał zadbać o kondycję – poklepał się po wydatnym brzuchu  policjant.- Nie chcę, by następny dzieciak zapytał mnie, czy tam czasem bliźniaków nie noszę.
…………………………………………………………………………

Jacek od tygodnia szalał po domu. Zamienił się w nadopiekuńczą matkę - kwokę. Nie spuszczał syna z oka i nie pozwalał mu odejść od siebie nawet na krok. Po kilku dniach wszyscy mieli już dość jego zachowania, a najgłośniej protestował mały Michaś. W końcu podczas nieobecności Jacka, który nadal chodził na zabiegi i ćwiczenia, cała rodzina zebrała się w salonie. Zaczęli się zastanawiać jak przywrócić chłopakowi rozsądek. Max doszedł do wniosku, że po tych wszystkich dramatycznych wydarzeniach potrzebują wakacji. Postanowił zorganizować miodowy miesiąc, którego tak naprawdę z mężem nigdy nie mieli. Zosia z Martą zaofiarowały się zaopiekować Michałkiem. Nie było już czego się bać. Zelda także została aresztowana w hotelu, w jakiejś małej mieścinie. Jak tylko wrócił Jacek cała rodzinka rzuciła się na niego i tak długo prawili mu kazania, aż wymiękł i się poddał. Zgodził się wyjechać z Maxem, ale tylko na tydzień.
Max naprawdę się postarał i w ciągu jednego dnia zorganizował wyjazd. Prawdę mówiąc bał się, że Jacek się rozmyśli i chciał kuć żelazo póki gorące. Miał zamiar zaszyć się z mężem na jakimś odludziu, bo prasa i telewizja szalały pokazując ciągle zdjęcia i krótki filmik nakręcony podczas pojmania porywaczy. Oczywiście w ocenzurowanej nieco wersji, gdzie goliznę zastąpiły śmieszne kwadraciki. Jacek burcząc i fukając spakował się i z naburmuszoną miną wsiadł do samochodu. Nie miał ochoty na żadne wakacje, ale doskonale wiedział, że uparta rodzinka nie dała by mu spokoju. Max obserwował jego miny z rozbawieniem i czułością.
- Kochanie daj spokój, przestań się marszczyć i ciesz się tą wycieczką. Michaś jest pod dobrą opieką, a ty powinieneś odpocząć – Mężczyzna położył niby przypadkiem dłoń na smukłym udzie chłopaka. Ten drgnął i jeszcze bardziej się najeżył.
- Ty się lepiej na drogę patrz, bo za chwilę jakieś drzewo zaliczymy. Wiem co ci chodzi po tej zboczonej głowie – odsunął stanowczo jego rękę.
- Jacusiu, ale skąpiradło z ciebie, od takiego małego mizianka nic ci nie ubędzie. Jestem doskonałym kierowcą i umiem zapanować nad samochodem w każdej sytuacji – uśmiechnął się zarozumiale Norr.
- W każdej sytuacji mówisz? – Jacek spojrzał na niego z podejrzanym błyskiem w oku. Jechali właśnie szeroką autostradą przez rozległą równinę, w okolicy nie było widać żywego ducha. Po obu stronach drogi ciągnęły się piaszczyste wydmy z rzadka porośnięte wysoką trawą. Chłopak pochylił się i puścił radio. Nagle odwrócił się do męża i włożył mu dłoń między uda. Zacisnął palce na jego penisie i przesunął w górę i w dół.
- O cholera – zaklął Max, wciągnął gwałtownie powietrze i z piskiem opon zjechał na pobocze. Spojrzał na chłopaka, który siedział obok z psotnym błyskiem w oczach i tryumfalnym wyrazem twarzy.
- Opanowany co? – Jacek pokazał mu język.
- Oszalałeś, mogliśmy mieć wypadek głupolu jeden! – warknął ściskając uda, bo jego członek zareagował bardzo gwałtownie na dotyk męża.
- Nie przesadzaj, z czym byś się zderzył, z wydmą? – parsknął rozbawiony chłopak i zerknął na krocze mężczyzny. – Chyba masz problem, a zimnej wody nigdzie ani śladu – wyszczerzył się bezczelnie.
- Oj doigrasz się w końcu – pogroził mu piosenkarz. Wyjechał z powrotem na autostradę i gwałtownie przyśpieszył. Po trzech godzinach dotarli na miejsce. Zatrzymali się przed niewielkim drewnianym domkiem otoczonym wspaniałym, bujnym ogrodem. W oddali słychać było szum fal. Jacek rozglądał się dookoła ze zmarszczonymi brwiami jakby coś usiłował sobie przypomnieć. W końcu nie oglądając się za siebie ruszył wąską ścieżką w stronę oceanu. Stanął nad brzegiem i nagle go olśniło.
- Max, poznajesz? To ta plaża na której się poznaliśmy, jak tu pięknie – westchnął zachwycony chłopak. Błękitne, kryształowo czyste fale rozbijały się o skały.
- Kupiłem ją rok po naszym rozstaniu razem z domem. Przyjeżdżałem tu każdego lata i wspominałem czas, kiedy byliśmy tacy szczęśliwi. Nigdy nie udało mi się o tobie zapomnieć – Mężczyzna przytulił się do pleców chłopaka i objął go w pasie. Odwrócił go do siebie i musnął jego usta swoimi. – Wykąpiemy się? – zaczął zrzucać z siebie ubrania, aż został w samych bokserkach. Jacek niewiele się namyślając zrobił to samo.
 Było samo południe i słońce stało już wysoko na niebie. Nigdzie nie było widać ani jednej chmurki. Mężczyźni przepychali się i chlapali beztrosko jak dzieci. Szybko zmęczyli się tym dokazywaniem, bo z góry lał się prawdziwy żar. Max pierwszy wyszedł na brzeg i schronił się przed narastającym skwarem pod rosnącymi w pobliży drzewami. Usiadł na piasku i uśmiechnął się do swoich myśli. Lekka bryza owiewała mu muskularne ciało. Jak przed wieloma laty zapatrzył się na wychodzącego z wody Jacka. Mąż niewiele się zmienił, był równie zgrabny i smukły jak dawniej. Ostatnio nawet trochę się opalił i teraz jego skóra lśniła złociście. Stanął tyłem do światła. Nagle krople wody na jego ciele zaczęły błyszczeć, spływały po ładne wyrzeźbionej klatce, okrążały pępek, zarysowały apetyczne mięśnie na płaskim brzuchu.  Malowały mokre szlaczki, spływając w dół ku szczupłym udom. Mężczyzna oblizał się na ten widok. Nie mógł oderwać od chłopaka roziskrzonych oczu. W bokserkach natychmiast zrobiło mu się ciasno.
- Jacek – odezwał się ochryple i wyciągnął do niego rękę. Mąż posłusznie podszedł bliżej i usiadł mu na udach. Zajrzał mu głęboko w oczy i czule się uśmiechnął.
- Chcesz mnie? – zarzucił mu ręce na szyję.
- Tutaj, kochaj się ze mną na tej plaży, na której cię pierwszy raz zobaczyłem – wyszeptał mu do ucha Max. Chłopak poczerwieniał na twarzy, nie spuszczając niego wzroku podniósł się i zdjął z siebie bokserki. Objął go nogami w pasie i ukrył zawstydzoną buzię w zagłębieniu między szyją, a obojczykiem. Mężczyzna ułożył go na swojej koszuli i zaczął scałowywać słone krople, przesuwał szorstkim językiem wzdłuż mokrych ścieżek. Jacek tylko posapywał, oddychając coraz szybciej. Mąż bawił się jego drżącym z ekscytacji ciałem, smakował je i poznawał wciąż na nowo. Z szyi przesunął się na klatkę, a stamtąd na stwardniałe, kremowe sutki. Ssał zapamiętale to jeden, to drugi wyrywając z ust męża coraz głośniejsze jęki. – Rozsuń nogi kochanie – Jacek ulegle zrobił o co prosił. Umościł się między nimi wygodnie, a jego usta dotarły już poniżej pępka. Kiedy zobaczył dumnie sterczącą męskość chłopaka westchnął pożądliwie i polizał ją łakomie.
- Aaa …! – nie wytrzymał chłopak i wydał okrzyk rozkoszy. Zmieszany włożył sobie pięść do ust. – Max zrób coś, ja zaraz dojdę! – Sięgnął do spodni po olejek do opalania, wylał trochę na dłoń. Przesunął ją wzdłuż swojego boku i włożył dwa palce do zaciśniętej dziurki. Zaczął się zapamiętale pieścić, skomląc z pożądania. Norr obserwował jego zabiegi z zafascynowaniem. Nie przestając ani na chwilę pobudzać spragnionego, wijącego się z podniecenia ciała. Mężczyzna rozebrał się do końca i uniósł nogi kochanka do góry. Oparł na swoich przedramionach. Jacek natychmiast przestał się dotykać i patrzył na niego rozszerzonymi źrenicami, prawie zapominając oddychać. 
- Weź mnie mocno i pieprz jakby miał skończyć się świat! – krzyknął rozkazująco. Na takie oświadczenie Norr wbił się w niego jednym ruchem aż po jądra. – Och…! – zaskowyczał po zwierzęcemu chłopak i wypiął się bardziej, eksponując krągły tyłek i kręcąc nim niecierpliwie.
- Głupolku, rozerwę cię na strzępy jak będziesz się tak zachowywał – wychrypiał Max.
- To dawaj, pokaż co potrafisz! – warknął. Na taką zachętę mężczyzna zaczął uderzać tak mocno, że prawie zgiął go wpół. Chłopak był właśnie w siódmym niebie. Drażniona przez cały czas prostata posłała go na szczyt rozkoszy. Wielki penis Maxa uderzał w nią raz po raz i zapalał w jego głowie tysiące gwiazd. Teraz wrzeszczał już z całych sił ponaglając partnera do głębszej penetracji. Nagle jego ciało zadrżało i wygięło się w łuk. Potężny orgazm dosłowne pozbawił go tchu. Dochodził wyjąc jak dzikie zwierzę, a mąż wtórował mu niskim głosem. Wytrysnęli w tym samym momencie i opadli na siebie bez sił. Trzęsące się, spocone ciała wtuliły się w siebie.
- Kochasz mnie troszeczkę? - Wyszeptał mu do ucha Norr.
- Pewnie, że kocham -  Jacek potarł policzkiem o jego falującą klatkę piersiową. – Gdyby tak nie było to co bym tu robił w samo południe, strasząc mewy i pieprząc się z tobą jak kotka w rui – poczerwieniał mocno na twarzy, bo właśnie zaczęła mu wracać świadomość. – Max, czy tu blisko są jacyś sąsiedzi? My chyba byliśmy dość głośno.
- Za tamtą wydmą jest następny domek, ale o tej porze jedzą pewnie obiad więc może cię nie słyszeli – zachichotał, widząc speszoną minę Jacka.
…………………………………………………………….................

Epilog

Po kilku miesiącach odbył się proces, który zakończył się bardzo szybko. Dowody winy czworga oskarżonych były niepodważalne. Oczywiście najwyższy wyrok otrzymała Zelda,  jako mózg całej operacji, do porwania dołączyły się jeszcze inne przestępstwa kobiety. Dostała 15 lat, które spędziła w ciężkim stanowym więzieniu o zaostrzonym rygorze. Prze z jakiś czas dzielnie towarzyszyła jej Nicola, ale ona miała do odsiedzenia tylko pięć lat. Z ich celi przez ten czas dochodziły dzikie wrzaski i odgłosy walki. Prawie codziennie dochodziło między nimi do bijatyki. Z tego powody nie umorzono im ani dnia.
Riki i Marcel dostali tylko rok aresztu, resztę w zawieszeniu. Do tak niskiego wyroku bardzo przyczynił się Michaś, który też był przesłuchiwany przez sądowych psychologów. Mężczyźni dostali wspólną celę, co bardzo ich do siebie zbliżyło. Już po kilku dniach słychać było stamtąd okrzyki rozkoszy na przemian z ponagleniami i skowytami. Wkrótce stali się sławni w całym więzieniu. Pod ich drzwiami ustawiały się kolejki wolnych słuchaczy. Strażnicy dorabiali sobie, sprzedając bilety wstępu na każdy wieczorny seans. Klienci wychodzili zadowoleni z wielką erekcją w spodniach, a co wrażliwsi ze sporą, mokrą plamą. Oczywiście sąsiedzi, bo obu stronach mieli zapewnione atrakcje za darmo. Tymczasem Marcel i Riki nic o tym nie wiedzieli i bawili się każdej nocy w najlepsze. Po sześciu miesiącach zostali, ku ogromnemu niezadowoleniu wszystkich mieszkańców zwolnieni do domu. Dlaczego tak szybko? Ponieważ podczas okresowego badania wyszło na jaw, że Marcel jest w ciąży i to z bliźniakami. Zaskoczeni bandyci przez kilka dni dochodzili do siebie po tej niespodziewanej wiadomości. Szybko ich wypuszczono, załatwiono socjalne mieszkanie i pracę w fabryce papierosów.

Myślicie, że nasi główni bohaterowi byli mądrzejsi od porywaczy? Niestety nie, oni też zostali zaskoczeni, kiedy lekarz z uśmiechem wręczył im piękne zdjęcie dzidziusia, jakie wykonał podczas robienia USG. Popatrzyli na siebie z kompletnym niezrozumieniem.
- Max, przecież ty łykałeś jakieś pigułki! – Jacek dźgnął go oskarżycielsko placem w pierś.
- No coś ty, odstawiłem je jak powiedziałeś, że ty zażywasz – mąż spojrzał na niego zdziwiony.
- A mnie kazał je przestać przyjmować ten lekarz od rehabilitacji, kłóciły się z tym co mi przepisywał – pokręcił głową Karski. – Jak my sobie damy radę z dwoma maluchami? – jęknął.
- Nie przejmuj się skarbie, teraz jesteśmy razem i może jakoś przetrwamy – przytulił go do siebie piosenkarz, ale w głowie już miał wizję domu przewróconego do góry nogami przez bandę energicznych łobuziaków.
KONIEC
………………………………………………………………...............

To już koniec tej historii. Mam nadzieję, że wam się podobała. Jak zwykle wszystko dobrze się skończyło. Dziękuję wszystkim czytelnikom za wytrwałość i komentarze, które ogrzewały moje serce.



niedziela, 16 grudnia 2012

Rozdział 12


Roztrzęsiona Zelda wsiadła do samochodu, ale dojechała tylko do najbliższego parkingu, dalej nie była w stanie. Z ledwością pozbierała myśli. Jej świat właśnie runął i już wkrótce zostanie bez środków do życia. Zrobiła z siebie idiotkę. Całe to klepanie mantr i medytacja poszły na marne. Niestety nie udało jej się nad sobą zapanować. Miała zamiar nastraszyć Karskiego, żeby uciekł do tego swojego dziwnego kraju. Tam bez problemów by się go pozbyła razem z bachorem. Zorganizowanie jakiegoś wypadku nie nastręczałoby problemów. Niestety, widok tej jego znienawidzonej gęby, którą musiała znosić przed laty przez tyle miesięcy wprost konając z zazdrości, kompletnie wyprowadził ją z równowagi. W dodatku miała pecha i na kłótni zastał ich Max. Ten zdrajca zapomniał zupełnie co dla niego zrobiła. Wyciągnęła ze schowka chusteczki higieniczne i wytarła płynące po twarzy łzy. Poświęciła Norrowi najlepsze lata swojego życia, wyniosła go na szczyt, a on tak jej odpłacał. Wystarczyła słodka buźka, zgrabny tyłek i odtrącił swoją najlepszą przyjaciółkę. Zelda wzięła łyk wody ze stojącej na półeczce butelki. Odrobinę się uspokoiła. Postanowiła zemścić się na niewdzięczniku i przy okazji zarobić trochę pieniędzy na swoje nowe życie, gdzieś daleko od Hollywood. Wyciągnęła komórkę i zadzwoniła do Nicoli.
- Ty kretynko, dlaczego mi nie powiedziałaś o przyjeździe Karskiego?! – wydarła się do słuchawki.
- Nie krzycz na mnie – usłyszała płaczliwy głosik Nicoli – sama kazałaś mi się ze sobą nie kontaktować. Mówiłaś, że raz w życiu chcesz mieć prawdziwy urlop!
- Zamknij się i słuchaj, bo każda chwila jest na wagę złota. Jak Max zatrudni dodatkową ochronę, to nic już nie wskóramy.
- Co ty planujesz? Pociągniesz nas na dno. Nie piszę się na żadne kryminalne historie – zaprotestowała przestraszona dziewczyna.
- Zrobisz co ci każę, bo siedzisz w tym równie głęboko jak ja i w każdej chwili mogę udowodnić twój współudział – odezwała się chłodno menedżerka, odzyskując panowanie nad głosem.
- Czego chcesz?
- Wiem, że nadal utrzymujesz kontakt z półświatkiem. W ciągu godziny masz tu przysłać dwóch zbirów, którzy dokonają porwania gówniarza. Zemścimy się i zarobimy kasę na wakacje. Potem uciekniemy razem, na drugi koniec świata w jakieś miłe, ciepłe miejsce pełne gorących przystojniaków.
- Brzmi nieźle, czekaj tam, zaraz kogoś przyślę – Nicola wyłączyła się i przystąpiła do realizacji planu przyjaciółki. Do tej pory nigdy się nie zawiodła na jej kalkulacjach. Zelda była urodzoną intrygantką. Dzięki rodzinie swojej matki, która pochodziła ze slumsów, w ciągu pół godziny Nicola załatwiła najlepszych w dzielnicy ludzi i wysłała ich do zdenerwowanej kobiety. Potem szybko się spakowała i ruszyła do Hollywood, by tam czekać na dalszy rozwój wypadków.

Menedżerka starannie przygotowała się na spotkanie, jak na takie nikłe środki jakimi w tej chwili dysponowała. Nałożyła okulary i chustkę na głowę, by jak najmniej widać było jej twarz. Dzięki Nicoli może znowu wyjdą na prostą. Dziewczyna jako organizator potrafiła czynić cuda. Nie upłynęła godzina jak do samochodu wsiadło dwóch rosłych facetów. Zaczęli omawiać warunki porwania. Zelda wręczyła im kluczyki do domku po babci znajdującego się w małej wiosce w pobliżu miasta. Stał na uboczu pod samym lasem. Nikt poza nią o nim nie wiedział, a dookoła żadnych wścibskich sąsiadów. Wprost idealne miejsce na przetrzymywanie zakładnika. Dała im jeszcze plik banknotów na utrzymanie i jakieś zakupy po drodze. Jechali właśnie aleją, omawiając ostatnie szczegóły, kiedy zobaczyli wracającą spacerkiem z Michasiem Zofię.
- Zatrzymajcie się, to ten smarkacz. Bierzcie go, lepszej okazji nie będzie!- krzyknęła do bandziorów.
- Jest pani pewna? – odezwał się niższy Marcel. – Lepiej by było wszystko starannie zaplanować.
- Nie gadaj, tylko łap małego i uciekamy. Max jutro zatrudni na pewno jakiś ochroniarzy i wtedy nie będzie to takie proste. Willa jest nieźle strzeżona – warknęła na niego zdenerwowana kobieta.
- W porządku szefowo – odezwał się drugi z mężczyzn, Riki i wysiadł z samochodu. Bandyci swobodnym krokiem ruszyli alejką, gdy tylko znaleźli się w pobliżu Zofii rzucili się na Michasia. Marcel załapał go na ręce i zatkał mu usta. Riki odepchnął na bok przerażoną, głośno wzywającą pomocy kobietę. Zelda podjechała samochodem jak najbliżej mogła i mężczyźni wskoczyli do środka. Ruszyła z piskiem opon i już po chwili zniknęli za zakrętem. Przestraszony maluch piszczał i wił się na wszystkie strony. Marcel niewiele myśląc wyciągnął z kieszeni jakąś tabletkę i na siłę włożył mu do buzi. Nie minęły trzy minuty jak chłopiec zwisł bezwładnie w jego ramionach. Menedżerka wysiadła w mieście obiecując wkrótce się z nimi skontaktować. Po drodze zatrzymali się jeszcze w jakimś spożywczaku i zrobili zakupy na cały tydzień. Wiedzieli, że lepiej będzie jeśli nikt ich nie zauważy. Na miejscu okazało się, że domek jest nieźle utrzymany. Najwyraźniej raz za czas ktoś przychodził tutaj sprzątać. Pozamykali okna i drzwi, pospuszczali żaluzje, aby światło nie przedostawało się na zewnątrz. Chłopczyka położyli w najmniejszej sypialni.
- Nie podoba mi się ta robota. Co nagle to po diable. Ten Norr jest zbyt sławny i może narobić nam kłopotów – odezwał się do kumpla Marcel, popijając piwko i rozłożył się wygodnie na kanapie przed telewizorem.
- Patrz na to z drugiej strony. Tatusiek ma sporo kasy i dobrze zapłaci nam za synalka. Posuń się leniwcu – Riki usiadł obok chłopaka zrzucając jego nogi bezceremonialnie na ziemię. – Może się zabawimy, dzieciak będzie jeszcze długo spał – zerknął na zgrabne pośladki kolegi, które już od wielu tygodni go fascynowały.
- Nawet nie próbuj - odepchnął go Marcel – nie będę jedną z twoich dziwek.
- Ale z ciebie skąpy leszcz – burknął niezadowolony mężczyzna nadal błądząc oczami po jego ciele. Na takiej sprzeczce zastał ich Michaś, który wstał o wiele wcześniej niż się spodziewali. Przydreptał trzymając w rączkach puszysty, niebieski jasiek, który znalazł w pokoju.
- Jestem głodny – wyszeptał do porywaczy. Chłopiec bał się, ale wiedział, że płacze i krzyki mu nie pomogą. Zmuszą go do połknięcia jeszcze jednej tabletki i będą mieć go z głowy. Bystre oczka Michasia uważnie lustrowały mieszkanie i obu mężczyzn. Na zgrywaniu słodkiego aniołka jeszcze nigdy źle nie wyszedł.– Tatuś zawsze mi robił kanapki, a pan – wskazał na Marcela - jest prawie taki ładny jak on. - Rozsiadł się w kuchni za stołem i machając nóżkami czekał na kolację.
- Cwany maluch, od razu zauważył, że z ciebie niezłe ciacho – pokiwał z uznaniem głową Riki.
- Hmm,  pyszne jedzonko, byłby pan świetnym mamusiem – uśmiechnął się niewinnie do niższego mężczyzny Michaś.
- O tak – siedzący obok niego Riki bezwstydnie gapił się na pośladki krzątającego się po kuchni kumpla. – Jak dostaniemy okup, to możemy się stąd zmyć. Ożenię się z tobą i zrobimy sobie takiego bachorka – wskazał na chłopczyka rozmarzony bandzior.
- Kompletnie zgłupiałeś z braku seksu – prychnął na niego Marcel i zaczerwienił się po same uszy. Jemu kolega też się podobał i to od dawna. Miał jednak opinię dziwkarza, a on pragnął trwałego związku. Chciał być dla niego czymś więcej niż jednodniową przygodą. Michaś skończył posiłek i podszedł do mężczyzny. Niespodziewanie podniósł mu koszulkę do góry.
- Co ty wyprawiasz? – pisnął zaskoczony bandyta.
- Ale ma pan fajny kaloryferek, zupełnie jak tatuś Jacek – klasnął w rączki chłopczyk. – Prawda? – zwrócił się do Rikiego, który z niesamowitą fascynacją wpatrywał się w opalony brzuch kumpla. Maluch uśmiechnął się do siebie. Ci dorośli to byli łatwiejsi do manipulacji niż jego koledzy w zerówce. Michaś był inteligentnym dzieckiem, które jak większość jego rówieśników oglądało zbyt dużo telewizji. Doskonale wiedział, że jeśli dwóch panów tak na siebie patrzy to potem zamykają się na długo w pokoju żeby robić TE rzeczy. Miał nadzieję, ze jak zajmą się sobą to będzie mógł uciec i gdzieś się ukryć. Ani przez chwilę nie wątpił, że jego tatusiowie go uratują. Podreptał do salonu, gdzie zaczął buszować po szafkach. Szybko znalazł to, o co mu chodziło. W niewielkim kredensie znajdował się barek, zaopatrzony w najlepsze alkohole ze wszystkich stron świata.
- Proszę pana – krzyknął w stronę kuchni – czy ja mogę spróbować tego soczku? – Wyciągnął mocne, węgierskie wino.
- Zostaw to natychmiast, dzieciom nie wolno tego pić – Riki wyrwał mu z rączek butelkę. – Idź do lodówki, tam jest napój w kartonie. – Naburmuszony maluch poszedł do kuchni. – Zobacz co mamy! Szefowa musi być nieźle nadziana – krzyknął do kumpla. – Zrobimy sobie męski wieczór – Oczami wyobraźni już widział jak zdejmuje ciuszki z podchmielonego Marcela.
- Nie powinniśmy pić w pracy – zganił go rozsądny jak zwykle mężczyzna.
- Nie bądź taki sztywny, to tylko wino. Położymy dzieciaka do łóżka i jak zaśnie to zrobimy sobie małą uroczystość – kusił Riki, wpatrując się w kolegę błagalnie.
- No dobra – zarumienił się pod jego intensywnym spojrzeniem – ale najpierw zajmiemy się maluchem. Doskonale wiedział co kumplowi chodzi po głowie, ale skoro ma poważne zamiary, to może powinni spróbować. Wziął chłopczyka za drobną rączkę i zaprowadził do łazienki. Pomógł mu się umyć i przebrać w jakieś znalezione w szufladzie krótkie spodenki i koszulkę. Szczerze mówiąc nie miałby nic przeciwko posiadaniu takiego słodkiego smarkacza. Na pewno nie pozwoliłby mu włóczyć się do późna po ulicy i  nie uczyłby go okradać samochody, tak jak to robił jego wyrodny ojciec. Zaniósł małego do pokoju, położył do łóżka i włączył kanał z bajkami.
- Możesz sobie z godzinę pooglądać, potem masz iść spać – pogłaskał chłopczyka po głowie i podał mu pilota. – Przyjdę sprawdzić, czy mnie posłuchałeś – pogroził mu od drzwi. Jak tylko wyszedł Michaś zaczął przygotowywać się do ucieczki. Odnalazł ubranko i schował pod kołdrą, ukradł trochę specjałów z lodówki i włożył do znalezionego w szafie niewielkiego plecaczka. Teraz musiał tylko zaczekać aż mężczyźni zajmą się sobą.
……………………………………………………………………………

Tymczasem w willi Norra przeżywano ciężkie chwile. Jacek zasłabł już po pierwszych słowach ciotki. Mąż zaniósł go do sypialni i powierzył opiece zdenerwowanej Marty, która natychmiast zaaplikowała mu środki uspokajające mimo jego gorących protestów.
Po wysłuchaniu opowieści załamanej Zofii Max rzucił się do telefonu i drżącymi palcami wystukał numer policji. W ciągu pół godziny zjawiło się dwóch śledczych. Rozpoczęły się poszukiwania porwanego Michasia. Niestety nie udało się tego utrzymać w tajemnicy. Sprawa została nagłośniona we wszystkich mediach. Wieczorem zadzwonili porywacze z żądaniem okupu. Dwadzieścia milionów dolarów mieli przelać na ich konto, a oni w zamian zwrócą im synka. Wtedy Max przypomniał sobie o groźbach Zeldy. Wezwał ponownie detektywów i opowiedział im całą historię oraz o udziale w niej Nicoli. Menedżerka była nieuchwytna, za to dziewczynę szybko odnaleziono i tak zastraszono, że przyznała się do wszystkiego. Wskazała na przyjaciółkę jako pomysłodawczynię całej operacji. Z jednej z okolicznych wiosek zadzwoniono na policję, że dzisiejszego dnia dwóch nieznajomych mężczyzn zrobiło tutaj duże zakupy. W samochodzie widziano śpiące dziecko podobne do tego, jakie pokazywano dzisiaj na wszystkich kanałach amerykańskiej telewizji. W ten sposób trafiono na trop domku babci Zeldy, kiedy więc bandyci przygotowywali się do upojnego wieczoru radiowozy z całej okolicy jechały już do ich kryjówki. Za nimi ciągnęli dziennikarze mający nadzieję na rewelacyjny materiał.
…………………………………………………………………

Riki wziął prysznic, włożył czystą koszulkę i markowe jeansy, podkreślające kształt jego bioder i długie, ładnie umięśnione nogi. Rozpalił w kominku, postawił na stole świece i butelkę z winem. Przyniósł czekoladowe ciastka, które jak doskonale wiedział, Marcel uwielbiał. Zgasił światło, puścił nastrojową muzykę i rozłożył się na kanapie. Nie mógł się doczekać przybycia kumpla. Jego wyobraźnia już pracowała na najwyższych obrotach podsuwając mu pikantne obrazki, więc gdy pojawił się chłopak miał już całkiem ciasno w spodniach. Wstał i nalał do kieliszków alkoholu.
- No, no, ale ty szybki jesteś – roześmiał się Marcel, patrząc na sporą wypukłość w spodniach kolegi.
- To tylko dowód jaki jesteś dla mnie ważny – złapał mężczyznę w talii i posadził sobie na kolanach. – Pij, jest naprawdę pyszne.
- Chcesz mnie upić, a potem wykorzystać? – odezwał się zarumieniony chłopak.
- Skąd wiedziałeś? – Riki wyszczerzył do niego olśniewająco białe zęby.
- Zaczekaj chwilę, zobaczę tylko czy smarkacz już śpi – wstał i poszedł do sypialni Michasia. Maluch leżał z zamkniętymi oczkami i oddychał spokojnie. Zadowolony bandyta zamknął drzwi i wrócił do salonu. – Mamy go z głowy, wyglądał zupełnie jak aniołek.
- Daj buzi – Riki wziął go w ramiona i zaczął namiętnie całować po szyi i odsłoniętej klatce piersiowej. Niecierpliwie odpinał guziki koszuli, a potem jeansów coraz szybciej oddychającego partnera. Stał przed nim lekko zarumieniony,  ubrany tylko w bokserki. Jednym ruchem mężczyzna zsunął je z jego bioder i rzucił na ziemię. Przytulił go do siebie i poczuł jak drży. – Jesteś taki piękny - szepnął ochryple, gładząc krągłe pośladki.
- Bądź ostrożny – jęknął Marcel i wyprężył się pod jego dotykiem. Jego penis też był już twardy i zaczął sączyć białe krople. Dawno nie uprawiał seksu i bał się co z nim zrobi ogromny sprzęt kumpla. Mężczyzna podniósł go, obrócił tyłem do siebie i pchnął na stół. Wylądował twarzą w talerzu z ciastkami. Oblizał się z zadowoleniem. Poczuł ja kochanek rozsuwa mu uda i wkłada do środka od razu dwa palce. Sapnął i wypiął mocniej pupę. Oszołomiony widokiem i zapachem rozgrzanego ciała Marcela Riki zrzucił tylko podkoszulek na ziemię i opuścił do połowy spodnie. Na nic więcej nie miał już czasu, chciał natychmiast znaleźć się w tej ciasnej dziurce.

W tym samym czasie Michaś ubrał się, wziął przygotowany plecaczek i na palcach zaczął skradać się do salonu. Zobaczył jak jeden z mężczyzn wpycha drugiemu swojego wielkiego członka między pośladki. Zaczął się zastanawiać jak co tak dużego może się zmieścić w tym małym otworku. Szybko jednak otrząsnął się z ciekawości. Podpełznął do porzuconych na parkiecie spodni Marcela i wyciągnął z nich klucze. Zerknął jeszcze raz na porywaczy, ale byli tak zajęci sobą, że pewnie nawet gdyby go zobaczyli żaden by nie zareagował. Po cichu wycofał się na korytarz. Z salonu zaczęły go dobiegać coraz głośniejsze okrzyki rozkoszy. Ostrożnie otworzył drzwi i wyszedł na zewnątrz, było już zupełnie ciemno. Niedaleko zobaczył światła w oknach jakiegoś domu. Postanowił tam właśnie pobiec. Niestety zapomniał o otwartych drzwiach. Wiatr wdarł się do domku i zatrzasnął je z głośnym hukiem. Michaś rzucił się do ucieczki. Jak tylko wbiegł między drzewa wpadł w ramiona jakiegoś pana w mundurze. Wiedział, że tak ubrani są policjanci, a tatuś zawsze opowiadał mu o nich jako o bohaterach, którzy bronią słabszych przed bandytami. Z radosnym piskiem rzucił się na szyję zaskoczonemu mężczyźnie.

Marcel mimo, że jego mózg pławił się właśnie w przyjemności usłyszał trzask. Zerwał się na równe nogi i tak jak stał, kompletnie nagi i ze stojącym na baczność penisem, wybiegł z budynku, a za nim Riki z opuszczonymi do połowy ud spodniami i członkiem nadal w pełnej gotowości. Większy mężczyzna miał mocno ograniczone ruchy, poślizgnął się na niewielkiej kałuży i wylądował z twarzą w błocie, a na nim z kwikiem Marcel. Nagle zabłysły mocne policyjne reflektory. Dom był otoczony ze wszystkich stron. W takiej właśnie pozycji zostali sfotografowani przez tysiące błyskających fleszy i sfilmowani przez większość amerykańskich stacji telewizyjnych.
- O kurwa, co to za cyrk? – jęknął głucho Riki usiłując podnieść się do pozycji siedzącej.
- Jak już, to dwie kurwy – pisnął cienko Marcel, próbując zasłonić strategiczne miejsca rękami.
- Taa, a mówiłeś, że to taki aniołek! Wykiwał nas na cacy. Dzieci to wcielone diabły! – Warknął mężczyzna i pokręcił głową nie mogąc uwierzyć, że taki maluch był sprytniejszy od nich. W branży będę się z nich śmiać przez całe wieki i nikt już ich nie zatrudni do żadnej porządnej roboty. Byli skończeni.
.......................................................................................
Betowała i robiła za Wena Niebieska

poniedziałek, 10 grudnia 2012

Rozdział 11


Rozdział wyszedł bardzo ckliwy. Romansidło prawie jak ,,Niewolnica Izsaura”. Musiałam wyjaśnić do końca wszystkie sprawy między małżonkami.
Za część pomysłów dziękuję mojej becie i wenie w jednej niewielkiej osobie- Niebieskiej.

Zelda była naprawdę świetną organizatorką, w ciągu jednego dnia udało się jej załatwić wszystkie formalności i drugiego była już w USA. Specjalnie nie poinformowała o swoim przyjeździe Norra, ponieważ chciała najpierw bez świadków rozmówić się z Jackiem. Liczyła na to, że tak jak kiedyś bez trudu poradzi sobie z chłopakiem. Karski zawsze był dość naiwny i łatwowierny, wystarczy odpowiednio go nastraszyć, a biegiem ucieknie do Polski. Podpytała gospodynię, o to co dzieje się w domu i po chwili miała już gotowy plan działania. Po południu Max miał nagranie w wytwórni, a Zosia wizytę z Michałkiem u dentysty. Chłopak zostawał w domu sam. Zaczęła przygotowywać prezenty z podróży. Zrobiła eleganckie pakuneczki i usiadła zamyślona. Od lat oszukiwała Maxa, wyprowadzała z jego kont pieniądze i przelewała na swoje w Kanadzie. Miała nadzieję, że piosenkarz zwiąże się z Nicolą, a nią od lat manipulowała jak chciała. Gdyby jednak Norr teraz ją zwolnił, prawda by szybko wyszła na jaw. Nie tylko byłaby spalona w branży, ale procesy zrobiłyby z niej wkrótce bankruta. Wszystko co miała zawdzięczała Maxowi.  Jak tylko poznała Jacka szybko się zorientowała, że stanowi dla niej poważne zagrożenie. Norr ulegał mu we wszystkim, a ona schodziła na dalszy plan. Z początku skrycie się w Maxie kochała i gotowa była przychylić mu nieba. Niestety on zupełnie ją pod tym względem ignorował. Po latach pogodziła się z tym, że nigdy nie zdobędzie jego serca i pocieszyła się brzęczącą namiastką. Teraz musiała sobie kupić trochę czasu, aby starannie pozacierać ślady swojej przestępczej działalności. Wiedziała, że Jacek prędzej czy później coś powie i cała prawda wyjdzie na jaw. Pewnego dnia będzie musiała się ewakuować, ale to nie ten czas, miała jeszcze tyle spraw do załatwienia. Po szesnastej pojechała do domu Norra. Ochrona znająca Zeldę od lat przepuściła ją bez słowa. Weszła do środka, położyła pakunki na stole i zaczęła szukać Karskiego. Zastała go na tarasie czytającego gazetę. Na jej widok zmarszczył brwi i zagryzł usta.
- Witaj Zeldo, Maxa nie ma w domu – odezwał się ostrożnie. Kobieta bez pytania usiadła naprzeciwko. Wbiła w niego chłodny wzrok i prychnęła wyniośle.
- Przyjechałeś uszczknąć nieco kasy? – zapytała. - Kiedyś miałeś honor, teraz widzę, że jednak zmieniłeś zdanie – padały ostre, pogardliwe słowa. – Wszyscy jesteście tacy sami, albo lecicie na pieniądze, albo na sławę. Dobrze, że Norr ma mnie, bo podobne do ciebie pijawki już dawno oskubały by go z gotówki.
- Jestem tutaj na wyraźne życzenie męża, który chciał bliżej poznać swojego syna.
- Chwileczkę, przecież bachor nie jest jego dzieckiem! – krzyknęła zdumiona kobieta. - Spotykałeś się wtedy z tym Pawłem i sam mówiłeś, że to z nim zaszedłeś w ciążę.
- Michałek jest biologicznym synem Maxa i w każdej chwili mogę to udowodnić przed sądem – odezwał się równie zimno Jacek. – Poza tym my nadal jesteśmy małżeństwem i ten dom należy także do mnie. Myślę, że najwyższy czas, aby pani już wyszła i nie życzę sobie ponownej wizyty o czym poinformuję ochronę - mężczyzna wrócił do czytania prasy, kompletnie ignorując kobietę, której coraz bardziej puszczały nerwy.
- Chcesz mi odebrać wszystko na co sobie ciężko zapracowałam?! Nie pozwolę na to! Zjeżdżaj do swojego kraju zanim stanie ci się krzywda! – wrzeszczała już na całe gardło zupełnie nad sobą nie panując.
- Proszę się uspokoić i wyjść, bo wezwę ochronę – odezwał się spokojnie. Zelda była bardzo zaskoczona jego postawą. Spodziewała się zalęknionego chłopaka przytłoczonego miejscem w jakim się znalazł, załamanego zdjęciami w gazetach i szumem wokół siebie. Tymczasem przed nią siedział pewny siebie, młody mężczyzna i mierzył ją spojrzeniem pełnym politowania, to przelało szalę.
- Myślisz, że jak jesteś jego mężem, to wygrałeś batalię przybłędo? Ciekawe co zrobisz jak zajmę się tym małym bękartem? Nie znasz dna ani godziny! – posłała mu drapieżny uśmiech pod wpływem którego Karski zadrżał. Strach ścisnął go za gardło. Wiedział, że menedżerka była zdolna do wszystkiego. Przecież to z jej powodu o mało nie stracił dziecka. – Wynoś się natychmiast, bo jak nie to……- Zajęci rozmową nie zauważyli, że za ich plecami w drzwiach ktoś stanął.
- Jakim prawem grozisz mojemu mężowi Zeldo?! – rozległ się głos Maxa, który właśnie wrócił do domu. – Coś mi się zdaje, że sporo masz na sumieniu i chyba będę musiał to sprawdzić. Wyjdź stąd i nigdy więcej nie wracaj. Przez tyle lat miałem cię za przyjaciółkę i dzieliłem się z tobą wszystkim co miałem. Dzięki mnie stałaś się bogata i zdobyłaś szacunek w branży. Obracałaś się wśród śmietanki towarzyskiej, ale to ci nie wystarczyło. Okazało się, że byłem strasznym głupcem. Tak bardzo ci ufałem! Okropnie się na tobie zawiodłem. O mało nie straciłem dwóch najważniejszych dla mnie osób. Co się stało z tą mądrą dziewczyną którą przed laty poznałem? Zmieniłaś się całkowicie, a może zawsze taka byłaś – stwierdził z goryczą Norr.
- Max…ja… - wyjąkała kobieta, cofając się przed nim. Cała się trzęsła, a z jej oczu płynęły obficie łzy, rozmazując perfekcyjny jeszcze przed chwilą makijaż. – To nie tak jak myślisz, on wszystko uknuł. Specjalnie się zaciążył, żeby cię złapać na dziecko. Wyrwałam cię z jego łap, a teraz tak mi się odpłacasz?! – zawyła.
- Precz! – krzyknął rozwścieczony Norr i zamachnął się na nią. Odskoczyła zwinnie w bok i biegiem rzuciła się do drzwi. Mężczyzna miał zamiar ją gonić, ale Jacek go zatrzymał.
- Daj spokój, niech idzie – chwycił do za ramię. – Trzeba zawiadomić ochronę, żeby miała na nią oko. Mam nadzieją, że to były tylko puste groźby wypowiedziane w gniewie.
- Spokojnie kochanie, wyślę kogoś żeby ją pilnował – Max wziął męża w ramiona i mocno do siebie przytulił. – Cały drżysz, nie martw się już po wszystkim. Świetnie sobie z nią poradziłeś, jestem z ciebie dumny.
- Ile usłyszałeś? – zapytał ostrożnie Jacek.
- Prawie wszystko i myślę, że jesteś mi winien kilka wyjaśnień – poprowadził męża do salonu. Usiadł na kanapie i wziął go na kolana. Chłopak siedział ze spuszczoną głową i patrzył na niego z wyraźną obawą. Piosenkarz widząc jego wahanie delikatnie pocałował go w usta. – Nie bądź niemądry, nie mogłeś być większym durniem ode mnie – połaskotał go po szyi.
- Oh Max, chyba jednak tak było. Jestem równie winny rozpadu naszego małżeństwa co ty - westchnął Jacek. – Do tej pory zwalałem wszystko na ciebie, ale tak naprawdę dałem się wkręcić jak kompletny idiota. Zelda, cokolwiek by o niej nie powiedzieć, była niesamowicie sprytna, a ja tańczyłem jak mi zagrała. Dzisiaj po raz pierwszy poniosła porażkę. Nie wzięła pod uwagę, że przez te lata dojrzałem i bardzo się zmieniłem. Musiałem to zrobić dla Michasia.
 Twoja menedżerka jak zaczęliśmy się spotykać ledwo mnie tolerowała. Często dawała mi odczuć swoją niechęć. Chyba coś do ciebie czuła i była po prostu zazdrosna. Pewnie liczyła na to, że wkrótce się mną znudzisz jak wielu innymi przede mną, kiedy jednak zorientowała się, co się święci zmieniła front. Nagle zrobiła się miła i przyjacielska, zaczęła mi doradzać we wszystkim. Byłem jej ogromnie wdzięczny, bo nie umiałem się poruszać w twoim świecie i czułem się w nim strasznie obco. Zawsze zjawiała się na każde moje zawołanie. Ty byłeś wtedy bardzo zajęty i rzadko bywałeś w domu. Często, niby mimochodem robiła różne uwagi na twój temat, a potem udawała, że wyrwało się jej przypadkiem - a to tancerka z planu wpadła ci w oko, potem partner z teledysku siedział ci na kolanach, kiedy indziej zastała w twojej garderobie wpół nagiego aktora. Niby drobiazgi, ale przez nie ja potem nie spałem po nocach i zastanawiałem się, co ja tu jeszcze właściwie robię. Wiele razy wyłem w poduszkę z bezsilnej złości i zazdrości, a wszystkie jej wiadomości potwierdzały gazety i telewizja. Teraz myślę, że sama wysyłała do nich te plotki. Najwięcej zawsze miała do powiedzenia na temat Nicoli, jaka to piękna i ustosunkowana dziewczyna, że tworzycie razem wspaniałą parę i ślub z kimś takim bardzo by ci pomógł w wejściu na szczyt. Słuchałem jej wywodów całymi tygodniami i coraz bardziej w nie wierzyłem. Po co miałaby mnie okłamywać - myślałem – jest bliską ci osobą i zależy jej na twojej karierze, a ja powoli przekonywałem się, że tutaj nie pasuję. Popełniałem gafę za gafą, a ona wszystkie musiała prostować. Było mi strasznie wstyd. W końcu nadszedł ten dzień kiedy zobaczyłem cię w łóżku z Nicolą. Nie chciałem wierzyć w plotki o waszym płomiennym romansie, więc Zelda, kierując się oczywiście troską o mnie, zawiozła mnie do jej mieszkania, gdzie zastałem was w trakcie uprawiania seksu. Blondyna siedziała na tobie i jęczała z zachwytu. Nie widzieliście nas, bo zerkaliśmy tylko przez uchylone drzwi. Poczułem się jakby moje serce rozpadło się na tysiąc kawałków. Przez chwilę nie mogłem złapać tchu. Chyba byłem w jakimś szoku, bo nie pamiętam nawet drogi powrotnej do domu. Od tej pory przestałem ci wierzyć i zacząłem spotykać się z Pawłem, żeby zrobić ci na złość. Był moim przyjacielem od dziecka i zgodził się mi pomóc. Pamiętasz awantury jakie mi robiłeś jak zastawałeś go u nas w domu? Zacząłem myśleć o rozwodzie i wtedy okazało się, że jestem w ciąży. Ogromnie się bałem, że nie pozwolisz mi odejść jak się o tym dowiesz i zwlekałem jak mogłem najdłużej. Wtedy znalazłeś przypadkowo wynik USG i wpadłeś w szał. Nawet przez moment nie pomyślałeś, że dziecko może być twoje, więc potwierdziłem tylko to co chciałeś usłyszeć. Teraz byłem już wolny i mogłem się wyprowadzić. Przez miesiąc musiałem jeszcze zostać w USA z powodu stypendium. Strasznie za tobą tęskniłem i schudłem tak, że sam się w lustrze nie poznawałem. W przeddzień wyjazdu coś we mnie pękło. Zebrałem się na odwagę i poszedłem do twojego domu. Postanowiłem powiedzieć ci prawdę. Miałeś prawo wiedzieć, że będziemy mieć maluszka. Zobaczyłem cię w oknie i się ucieszyłem. Niestety wyrzucono mnie spod drzwi jak jakiegoś żebraka. Byłem przekonany, że stało się tak na twoje polecenie i to całkowicie złamało mi serce. Od tej pory byłem sam, aż do dzisiaj. Oczywiście, że miałem obok, początkowo moich rodziców, a potem już tylko Michasia i Zosię. Nigdy jednak nie otworzyłem się na nikogo, część mojej duszy umarła razem z moją miłością. Żyłem jedynie dla synka i gdyby nie on nie wiem co by się ze mną stało. Bywały takie dni, że myślałem o samobójstwie. Zawsze powstrzymywała mnie przed tym ciepła łapka mojego maluszka. Nie masz pojęcia co przeżyłem przez te wszystkie lata.
Jak cię wtedy zobaczyłem w szpitalu kompletne zgłupiałem. Z jednej strony chciałem cię zabić za wszystko co wycierpiałem, a drugiej byłem ogromnie ciekaw co spowodowało, że się pojawiłeś. Potem przeraziłem się, że chcesz odebrać mi synka, gdybyś to zrobił zniknąłby ostatni powód dla którego istniałem. To chyba w skrócie wszystko. Na usprawiedliwienie mam tylko, że byłem wtedy bardzo młody i naiwny. Wierzyłem w ludzi i świat. Nie umiałem dać sobie rady z problemami i zamiast z tobą porozmawiać zdałem się na Zeldę, która okazała się prawdziwą wiedźmą
- Skarbie, ty możesz zasłaniać się chociaż wiekiem, natomiast ja… Szkoda gadać. Zazdrość kompletnie mnie zaślepiła. Nie było mnie całymi dniami, a Zelda ryła korytarze także pode mną. Wiele razy pytała mnie czy wiem co ty robisz jak zostajesz sam, czy się nie boję, że znajdziesz sobie kogoś kto cię doceni i będzie zawsze obok. Kochałem cię do szaleństwa. Na myśl o tym, że inny mężczyzna mógłby trzymać cię w ramionach dostawałem szału. Widziałem jak ten Paweł kręci się w pobliżu ciebie i miałem ochotę go udusić. Dużo razy zastałem was w dwuznacznych sytuacjach. Wieść o ciąży tylko potwierdziła moje przypuszczenia, kiedy się wyprowadziłeś piłem na umór i wyłem po nocach jak pies, drapiąc pazurami pościel. Moje serce szalało z rozpaczy, a przeklęta duma nie pozwalała mi przełknąć zdrady. Podobnie jak ty chciałem umrzeć, bo nie miałem po co żyć. Wariowałem z bólu i tęsknoty za tobą. Poszedłem jednak dalej i podciąłem sobie żyły, gdyby nie Nicola, pewnie by już mnie nie było. Znalazła mnie i wezwała karetkę. Wtedy, kiedy przyszedłeś do mojego domu faktycznie cię widziałem. Właśnie wróciłem ze szpitala i ledwie mogłem wstać z łóżka o własnych siłach. Wszystko we mnie wyrywało się do ciebie. W tamtym momencie zapomniałem o tym co nas dzieliło i miałem zamiar za tobą pobiec. Zelda z Nicolą zatrzymały mnie na schodach. Zrobiło mi się słabo i chyba zemdlałem. Potem długo chorowałem , a kiedy przyszedłem do siebie ty zniknąłeś, wróciłeś do Polski. Sam widzisz, że byłem jeszcze większym durniem od ciebie. Doskonale znałem światek w którym się obracałem i dałem się podejść jak dziecko. Powinienem być mądrzejszy, w końcu żyję na tym świecie kilka lat dłużej od ciebie – Max wtulił twarz we włosy męża. – Nigdy nie przestałem cię kochać, a ten list dał mi nadzieję. Uznałem, że jeśli Michaś jest moim synkiem to coś tu wyraźnie nie pasuje. Teorie, które snułem do tego czasu rozsypały się całkowicie. Zacząłem nad tym rozmyślać i dochodziłem do coraz dziwniejszych wniosków, a twoje słowa i zachowanie, gdy przyjechałem, potwierdziły moje domysły co do udziału Zeldy i Nicoli w tej sprawie.
Jacek podniósł na niego piwne oczy. Lśniły jak gwiazdy pełne ciepła i miłości. Pogłaskał męża po policzku. Musnął ustami jego szczękę.
- Jaka szkoda, że nie porozmawialiśmy wcześniej ze sobą. Straciliśmy tyle lat na bezsensowne rozpamiętywanie krzywd. Nie widziałeś pierwszych kroczków Michasia, nie słyszałeś jak uczy się mówić. Tak mi wstyd, byłem okropnym egoistą – uśmiechnął się smutno.
- Jacek daj spokój, żaden z nas nie jest bez winy. Możemy to jeszcze naprawić. Krok po kroku odbudować nasze życie, oczywiście jeśli chcesz, bo ja nadal cię kocham. Chciałbym, abyście wszyscy zostali tutaj ze mną. Proszę, nie odtrącaj mnie – w oczach Maxa błysnęły łzy, Jacek poczuł jak drży tuląc go do siebie.
- Też cię kocham, ale bardzo się boję, że mogę sobie nie poradzić. Nie chciałbym być dla ciebie ciężarem. Ledwo przyjechałem, a już jestem we wszystkich brukowcach – zawstydzony mężczyzna mocno się zarumienił.
- Co ty się tymi kretynami przejmujesz, są szczęśliwi, że mają o czym pisać. Daj mi lepiej buzi na zgodę – Zamiast porządnego całusa dostał od męża nieśmiałe cmoknięcie. Popatrzył na niego z wyrzutem. – Jacek, co to za pańszczyznę odstawiasz?
- No co, wyszedłem z wprawy – zmieszał się chłopak i zarzucił mu ręce na szyję. Zaczął delikatnie muskać jego wargi swoimi, kiedy tylko uchyliły się zapraszająco, wsunął ciepły język powoli do środka. Czule gładził policzki i podniebienie. Przysunął się do męża bliżej zaplatając mu nogi w pasie. Przylgnął do niego jak druga skóra. Poczuł jak duże dłonie gładzą jego plecy i zaciskają się pożądliwie na pośladkach. Westchnął i wpił się mocniej w chętne usta. Usłyszał aprobujące mruczenie i oblała go fala gorąca.
Niestety rozkoszna chwila skończyła się tak szybko jak się zaczęła. Do pokoju wpadła z impetem Zosia, rozczochrana w przekrzywionej spódnicy, nie mogła wykrztusić ani słowa. Wytrzeszczała tylko na nich oczy poruszając bezgłośnie ustami. Jacek zerwał się natychmiast i podał jej szklankę wody. Wypiła i ciężko osunęła się na kanapę.
- Mmichaś… pporwali Michasia – wyjąkała i zalała się łzami.



poniedziałek, 3 grudnia 2012

Rozdział 10


Wczesnym rankiem cała rodzina zasiadła w jadalni do wspólnego śniadania. Oczywiście najwięcej zamieszania robił Michaś domagający się swoich ulubionych smakołyków, czemu stanowczo sprzeciwiał się Jacek. Chłopiec uwielbiał słodycze i najchętniej tylko nimi by się żywił. Protestował głośno na widok płatków kukurydzianych w swojej miseczce, ale po chwili łaskawie zgodził się na musli, jak tylko zobaczył pływające w nim rodzynki.
- Marto, ja cię bardzo proszę nie ulegaj tym szczenięcym ślepkom,  bo on skończy z czarnymi zębami i będzie wkrótce wielkości małego wieloryba – odezwał się do gospodyni Karski.
- Niech się pan nie boi, wychowałam czwórkę dzieci wszystkie są zdrowe jak rzodkiewki – uśmiechnęła się do niego kobieta i zabrała małemu z przed nosa nutellę, którą  ukradkiem wyciągnął z lodówki.
- Włączmy telewizor, chcę zobaczyć wiadomości, bo zaraz muszę wyjść – Max ucałował nachmurzone czółko Michasia, bardzo niezadowolonego, że jego sztuczka się nie udała. Miał nadzieję przemycić słoiczek z czekoladą do swojej sypialni.
- Nie powinno się oglądać tych bzdur przy jedzeniu, bo można dostać niestrawności – zaprotestował Jacek. – Poza tym ten program  powinien się nazywać ,, Dzień z plotkami”, a nie ,,Wiadomości”.
- Daj spokój, to tylko kwadrans – Max nacisnął pilota. Zerknął na ekran i trzymana w ręce kanapka wypadła mu na podłogę, a usta przybrały wymowny kształt litery ,,O”. – O cholera! – wyrwało mu się głośno.
- Miałeś nie przeklinać przy dzie….- urwał nagle Jacek. W tym momencie wszyscy wlepili w oczy w telewizor.
- Jej….! - Zosia parsknęła kawą i popluła białą bluzeczkę. Na dużym, panoramicznym monitorze widać było naprawdę po mistrzowsku zrobione zdjęcie zgrabnego tyłka Jacka. Wężyk wystawiał pyszczek obok kwiatu jabłoni, a jego rubinowe ślepka lśniły zadziornie.
- Drodzy państwo – usłyszeli głos spikera – a oto wspaniałe ujęcie młodziutkiego męża Maxa Norra. Prawda, że jest na co popatrzeć? Chyba już nikt teraz się nie dziwi, dlaczego wolał tego ślicznego chłopaka od panny Nicoli. Jak myślicie, co znajduje się poniżej linii paska? Nie ma nikogo w naszej stacji telewizyjnej, kto by się o to nie założył! – dziennikarz wyszczerzył do kamery pełny garnitur zębów w szelmowskim uśmiechu.
- Ile kosztuje operacja plastyczna?! – jęknął rozpaczliwie Karski i zasłonił się leżącą na stole gazetą, którą natychmiast odrzucił, jakby dotknął jadowitego pająka. Na pierwszej stronie poczytnego dziennika zobaczył to samo co w telewizji, tylko zdjęcie zrobiono pod innym kątem i widać było też bawiącego się w piasku Michasia.
- Czy to nie ty mówiłeś wczoraj, że zrzędzę i przesadzam? – zapytał złośliwie Max. – No cóż, teraz już wszyscy Amerykanie wiedzą z jakiego powodu cię poślubiłem – roześmiał się mężczyzna, uchylając się przed jabłkiem, którym w niego rzucił cały czerwony na twarzy mąż.
- Jacusiu, czym ty się przejmujesz, masz naprawdę fotogeniczną dupcię – dołożyła swoje trzy grosze rozbawiona Zosia,ocierając z policzków łzy, jakie pociekły jej obficie po twarzy. Marta zasłoniła sobie buzię ścierką i udawała, że coś pracowicie miesza w garnku, ale ramiona jej drżały od powstrzymywanego chichotu.
- Jesteście okropni! – wrzasnął na nich zawstydzony do granic możliwości Karski i uciekł z jadalni. Zamknął się w swojej sypialni i schował głowę pod poduszkę. Doszedł do wniosku, że w sumie to może spędzić w willi całe sześć miesięcy. Właściwie nie ma potrzeby nigdzie wychodzić. Po tym czasie może ludzie zapomną o tym idiotycznym zakładzie i będzie mógł spokojnie wrócić do Polski. Niestety mógł mieć pretensje tylko do siebie i dobrze o tym wiedział. Chciał zrobić na złość mężowi, a tak naprawdę najbardziej to on na tym ucierpi. Chłopak niezupełnie sobie zdawał sprawę jak popularny i sławny jest Norr, który rzadko dawał brukowcom okazję o wtrącania się w jego życie prywatne,. Tym bardziej każda wiadomość o nim była na wagę złota.
- Jeny, co ja najlepszego zrobiłem – pisnął w poduszkę zażenowany Jacek.
…………………………………………………………………

Nicola już od wielu dni ukrywała się w swoim domku letniskowym w górach. Od czasu nieszczęsnego wywiadu całkowicie zerwała łączność ze światem. Schowała do komody komórkę, aby ją nie kusiło z niej korzystać. Nie mogła zrozumieć jakim cudem jej misterne plany całkowicie zawiodły. Od tylu lat polowała na Norra i kiedy już była prawie u mety wszystko wzięło w łeb. Wiedziała, że Maks był biseksualny i  kiedyś miał męża, ale to przecież było dawno temu. Zresztą jego menedżerka Zelda dała jej do zrozumienia, że oni się rozwiedli. Gdyby piosenkarz kontaktował się z tym Karskim, to przecież by o tym wiedziała. Cały czas była tak blisko niego, że taka ważna rzecz nie umknęła by jej uwadze. Wyciągnęła z barku kolejną butelkę szkockiej i pociągnęła z niej spory łyk. Włączyła telewizor na poranne wiadomości i na widok zdjęcia zakrztusiła się alkoholem. Kiedy już złapała oddech zerwała się na równe nogi. Coś w jej mózgu zaskoczyło. Wstyd i depresja minęły jej jak ręką odjął. Pobiegła włączyć komórkę i Internet. Natychmiast skontaktowała się z Zeldą.
- Nie pozwolę, aby ten łachmaniarz z Polski zabrał mi faceta! Tyle lat o niego walczyłam odganiając wszystkie rywalki! Trzeba pozbyć się tego smarkacza, a małego wyśle się do szkoły z internatem. Kochana myszunia na pewno coś wymyśli! – myślała gorączkowo, wybierając numer przyjaciółki.

Po drugiej stronie globu, w Himalajach Zelda Elvado cieszyła się zasłużonym urlopem. Już drugi tydzień ćwiczyła jogę, kąpała się w strumieniach, słuchała ptaków i czuła się coraz bardziej odstresowana. Ostatnio w pracy miała niezmiernie gorący okres i była wykończona. Musiała się uspokoić, wypocząć, aby znowu pięknie wyglądać i doprowadzić do finału swoje zamiary. Nic nie mogło zepsuć jej dobrego humoru. Tłusta zdobycz już niedługo trafi w jej macki. Była z siebie dumna, wiedziała, że w snuciu pokrętnych intryg nikt nie może jej dorównać. Rano jak zwykle zerknęła na telefon i zobaczyła sms od Nicoli – Włącz telewizor!
- Mój boże ta dziewczyna bije rekordy głupoty, czego znowu ode mnie chce? Może jednak coś się stało?!– zdenerwowana zaczęła szukać pilota. Oczywiście po włączeniu odbiornika zobaczyła tę samą fotografię co Nicola. Przerażona złapała się za serce i osunęła się na najbliższy fotel. W głowie miała mętlik. Zaczęła nią potrząsać, żeby zebrać myśli.  Miała wrażenie, że trafił w nią piorun, a misternie obmyślony plan zaczął się właśnie sypać jak domek z kart. – Muszę natychmiast wracać, bo inaczej stracę wszystko co do tej pory zdobyłam. Ten Karski to bomba z opóźnionym zapłonem. Jeśli zacznie mówić to po mnie! Mogłam już dawno go uciszyć, ale ze mnie idiotka!
.............................................................................................................

W willi Norra pod drzwiami sypialni Jacka zebrała się spora gromadka. Po zerknięciu na kalendarz wszyscy zorientowali się, że to dzisiaj ma wizytę w Klinice Rehabilitacyjnej. Nie skutkowały żadne prośby i groźby. Jacek za żadne skarby nie chciał wyjść z pokoju. W końcu zeszli do salonu, gdzie Max wpadł na genialny pomysł. Wysłał na górę samego Michałka z jednym małym pytaniem, a oni całą ekipą schowali się za rogiem.
- Tatusiu – zastukał do drzwi chłopczyk.
- Co się stało kochanie? – rozległ się stłumiony głos Karskiego.
- Mogę cię o coś zapytać?
- Oczywiście.
- Mówiłeś, że nie musisz iść do lekarza bo samo ci przejdzie, to ja jutro nie muszę jechać z Zosią do dentysty, prawda? Na pewno też samo mi przejdzie i dziurka przestanie mnie boleć – tłumaczył mu z przejęciem chłopiec.
- Kto ci nagadał takich głupot?! – krzyknął zdenerwowany Jacek i otwarł drzwi. Oczywiście jak tylko wyszedł na korytarz przyczajona rodzinka rzuciła się na niego, został obezwładniony i zawleczony do jadalni. Siedział teraz na fotelu i obserwował ich spod długiej grzywki prychając pogardliwie.
- Nie rób takiej głupiej miny, Max zawiezie cię do tego profesora. Nie bądź uparty, nikt cię tam nie będzie widział. To prywatny szpital i pacjenci są umawiani na godziny – odezwała się do niego stanowczo Zofia. Jacek nie miał więc innego wyjścia jak się podporządkować. Dzięki sprytnemu dzieciakowi i małemu szantażowi grzecznie się ubrał i pojechał z mężem do kliniki. Okazało się, że spory guz, który mu wycięto przylegał ściśle do kręgosłupa i trochę go zdeformował, stąd te uporczywe bóle w plecach. Zalecono mu codzienne ćwiczenia pod okiem doświadczonego trenera i pływanie co najmniej przez godzinę. Od razy został zaprowadzony najpierw do sklepiku z potrzebnymi akcesoriami, a potem na salę gimnastyczną. Max tymczasem pojechał do swojego studia i miał po niego wrócić za trzy godziny. Jacek powędrował do szatni, gdzie przebrał się w krótkie spodenki i dość obcisłą koszulkę. W tym stroju wyglądał bardzo zgrabnie i młodo. Najwyżej na jakieś osiemnaście lat. Długie, kasztanowe włosy zaplótł w ścisły warkocz. Wyszedł mu naprzeciw wysoki, lekko szpakowaty mężczyzna, zbudowany jak kulturysta. Przyjrzał mu się wyraźnie zaskoczony.
- Chyba zaszła jakaś pomyłka chłopcze, miał tu na mnie czekać pan Karski. Fitness dla młodzieży jest po drugiej stronie korytarza – odezwał się grzecznie, mierząc jego ciało aprobującym spojrzeniem.
- Jacek Karski – wyciągnął do trenera rękę – nastolatkiem już dość dawno nie jestem – uśmiechnął się rozbawiony takim powitaniem.
- Bardzo pana przepraszam, strasznie młodo pan wygląda – zmieszał się mężczyzna. – Nazywam się Stiven Mora i przez jakiś czas będzie pan pod moim nadzorem. Czytałem pana kartę i ułożyłem plan poprawiający stan mięśni grzbietu odpowiedzialnych za stabilność kręgosłupa. Jak je wzmocnimy to bóle powinny zniknąć.
- Nic się nie stało, możemy zaczynać.
- Najpierw pana oprowadzę, a potem pokaże zestaw ćwiczeń – mężczyzna zaczął mu pokazywać poszczególne przyrządy i tłumaczyć do czego służą. Czas upłynął Jackowi niezmiernie szybko. Trzy godziny minęły jak z bicza strzelił. Stiven okazał się miłym, inteligentnym facetem i wyraźnie dawał do zrozumienia, że chłopak bardzo mu się podoba. Nie przekroczył jednak dozwolonej granicy. Karski ćwiczył właśnie na ławeczce leżąc na brzuchu. Koszulka podniosła mu się do góry ukazując gładką skórę. Trener siedział obok, położył mu rękę na plecach tłumacząc, które grupy mięśni powinien napinać, co nie przeszkadzało mu wpatrywać się z zachwytem w pacjenta. O tym jednak, odwrócony do niego tyłem Jacek nie wiedział. Natomiast dla wchodzącego na salę Maxa było to doskonale widoczne, aż zazgrzytał zębami ze złości. Jakiś obcy facet obmacywał jego męża i miał minę jakby się chciał na niego rzucić. Czerwona mgła zasłoniła mu oczy i przyćmiła rozsądek. Podszedł do nich, chwycił mężczyznę za kark i rzucił nim o ścianę jak szmacianą lalką. Norr był muzykiem owszem, ale na swoje potężne mięśnie musiał zasłużyć wielogodzinnymi treningami. Nie wyrobił ich sobie grając na gitarze. Miał naprawdę niedźwiedzią siłę. Facet osunął się na ziemię kompletnie sflaczały, nie zdążył wydać z siebie nawet jęku. Piosenkarz spadł na niego jak przysłowiowy grom z jasnego nieba. Jacek natomiast usłyszał głuchy odgłos i zaciekawiony usiadł i z niedowierzaniem spojrzał na podłogę, gdzie leżał rozpłaszczony Stiven, a nad nim posapując jak rozjuszony byk stał czerwony ze złości Max.
- Co mu zrobiłeś idioto?! – wrzasnął na męża, podbiegł do mężczyzny, który właśnie się podnosił trzymając się za głowę.
- Co z tobą wyprawiał ten zboczeniec? – warknął już nieco przytomniejszy Norr, któremu właśnie zaczynał wracać rozum.
- Pobiłeś ty furiacie mojego trenera! Zgłupiałeś kompletnie! – krzyknął na niego coraz bardziej wkurzony Jacek.
- No co, obmacywał cię i wyglądał jakby miał zaraz rozpocząć konsumowanie – bronił się coraz mniej pewnie Max. – Poza tym słabowity jakiś, jeden cios i padł jak mucha.
- Nie sądź innych według siebie, to tobie na widok gołego tyłka odbija! Przestań się gapić i wezwij jakąś pomoc! Krew mu się leje z nosa i chyba ma wstrząs mózgu! – Po kwadransie siedzieli już w gabinecie dyrektora kliniki, a biednego Stivena zabrało pogotowie. Norr za pomocą książeczki czekowej szybko rozwiązał problem. Spory datek dla szpitala i poszkodowanego wymazał z pamięci zainteresowanych całą sytuację. 

Do domu wracali w milczeniu nie odzywając się do siebie obaj zdenerwowani, oczywiście każdy z innych powodów. Kiedy tylko wyszli na piętro Jacek wepchnął Maxa do jego sypialni i zamknął drzwi.
- Ty gorylu, jak ja się teraz w tej Klinice pokażę! Nic ci z wiekiem rozumu nie przybyło! Zachowałeś się jak zazdrosny gówniarz! – uderzył Norra zaciśniętą pięścią w klatkę piersiową.
- A co, miałem spokojnie patrzyć jak się do ciebie przystawia! Mnie nie dałeś nawet buziaka, a jemu pozwoliłeś się dotykać!
- Tobie nie musiałem nic dawać, sam dobrałeś się do mojego tyłka draniu!
- Rozumiem – Norr zaczął się zbliżać powoli do chłopaka, przypierając go do ogromnej, trzydrzwiowej szafy. – Mam sobie brać co chcę, bo ty mi tego sam nie dasz.
- Co takiego?! – Jacek dosłownie zbaraniał na taką pokrętną filozofię. Otworzył szeroko ze zdumienia brązowe oczy. Tylko Max mógł wymyślić coś takiego. Właśnie miał go trzepnąć w ten zakuty łeb, kiedy został podstępnie zaatakowany. Mężczyzna sprytnie skorzystał z jego chwilowego otumanienia i wpił się mu w usta. Otoczył go silnymi ramionami i przytulił do swojego umięśnionego torsu. Zaczął muskać jego wargi w delikatnej pieszczocie. Mruczał przy tym z zadowolenia jak wygłodzony kocur, który właśnie dobrał się do świeżej śmietanki. Gdy tylko Jacek rozchylił usta, aby zaprotestować wsunął mu do środka zwinny język i rozpoczął swoje badania. Ostrożnie gładził policzki i podniebienie, trącał zęby, nie zapominając się przy tym ocierać o niego całym spragnionym ciałem. Chłopak z początku niechętny rozpalał się stopniowo, a jego oczy zaczęły błyszczeć gorączkowo, wzbudzając w mężczyźnie jeszcze większe pożądanie. Nozdrza się mu rozdęły jak u rasowego rumaka i oddychał szybko cichutko pojękując. Te słodkie dźwięki brzmiały w uszach Norra jak najwspanialsza muzyka. Nagle coś zazgrzytało, chrupnęło i drzwi od szafy rozsunęły się na boki, a spleceni ze sobą mężczyźni z hukiem wpadli do środka. Na szczęście dno wyłożone było poskładanymi koszulami, więc nie potłukli się zbytnio.
- Złaź ze mnie wielkoludzie, dusisz mnie – prychnął na niego Jacek, który oczywiście znalazł się na spodzie tej kanapki.
- Skarbie – rzucił Max, podnosząc potarmoszonego męża do pionu – bzykałeś się kiedyś w szafie, bo ja nie – odezwał się ochryple z podejrzanie błyszczącymi oczami i wyszczerzył do niego zęby w drapieżnym, wilczym uśmiechu.
..............................................................................................................................
Betowała Niebieska



wtorek, 27 listopada 2012

Rozdział 9


Zofia z Martą trochę niefortunnie wybrały miejsce spaceru. Usiadły w ogrodzie na ławeczce i usiłowały wspólnymi siłami zainteresować chłopca pływającymi w oczku wodnym czerwonym karpiami. Michaś chwilę się przyglądał pływającym rybkom, ale bardzo szybko ta zabawa mu się znudziła. Usiadł pomiędzy kobietami i wyciągnął z kieszeni batonika.
- Aaa…- dobiegł ich nagle, gdzieś z góry, przeraźliwy kwik Maxa.  Kobiety teraz dopiero zorientowały się, że siedzą bezpośredni pod oknem sypialni Norra, gdzie właśnie odbywa się egzekucja. Po serii zupełnie niemęskich pisków i odgłosów uderzeń nastała cisza.
- Musimy iść do kuchni – odezwał się niespodziewanie chłopczyk i ujął je za ręce.
- Chyba nie zrobił mu dużej krzywdy? – zapytała niespokojnie gospodyni ruszając w stronę domu.
- Gdzie tam, Jacek jest łatwopalny, ale złość szybko mu przechodzi. Na pewno Maxowi nic nie będzie – odpowiedziała jej Zosia, jej głos nie brzmiał jednak zbyt pewnie. Gdy tylko weszli do kuchni Michaś zaczął się rozglądać na wszystkie strony wyraźnie czegoś szukając.
- Proszę pani – zwrócił się z poważną minką do Marty – czy macie w domu żelowe okłady?
- Oczywiście, kilka zawsze jest w lodówce, ale po co ci one? – zapytała zaskoczona kobieta podchodząc do lodówki.
- Dla tatusia – wziął z jej ręki lekko zmrożony woreczek i niczego nie wyjaśniając pobiegł szybko na piętro. Kobiety spojrzały po sobie, zupełnie nie mając pojęcia o co mogło malcowi chodzić. Poszły za Michasiem ogromnie ciekawe co będzie robił z tym okładem. Wkrótce usłyszały wysoki głosik chłopczyka dochodzący z sypialni piosenkarza. Skradając się po cichu podeszły do drzwi i ostrożnie je uchyliły.  Scena, którą zobaczyły spowodowała, że obie wpakowały sobie pięści do ust, aby się nie roześmiać na głos.
- Tatusiu połóż się na brzuszku – komenderował Maxem synek. Mężczyzna bez sprzeciwu wykonał polecenie. Ulokował się wygodnie na kanapie trochę się krzywiąc na twarzy – Teraz się nie ruszaj – Chłopczyk wziął woreczek i położył mu delikatnie na pośladkach. – Bardzo cię boli? – zapytał troskliwie.
- Tylko troszeczkę – odpowiedział Norr ogromnie zmieszany i zaskoczony zachowaniem malucha.
- Mnie możesz powiedzieć, strasznie krzyczałeś – pociągnął noskiem Michaś. – Musiałeś być okropnie niegrzeczny, mnie tatuś dawał czasem klapsa jak zasłużyłem, ale zawsze byłem dzielny i nie płakałem.
- Chyba nie jestem taki odważny jak ty, skarbie – westchnął ciężko Max i chciał wstać, ale maluch mu na to nie pozwolił.
- Nie siadaj, ten żel bardzo pomaga na siniaki. Tatuś zawsze mi go przykładał jak się potłukłem – zatrzymał go Michałek. - Pogłaskam cię po głowie i przytulę, to będzie mniej bolało. Zaopiekuję się tobą.
- Dobrze kochanie, jesteś naprawdę świetną pielęgniarką – uśmiechnął się do niego mężczyzna. W tym momencie na korytarzu rozległ się jakiś hałas. Coś stuknęło i rozległ się stłumiony pisk. Zofia właśnie się poślizgnęła, upadła na kolana i niechcący pchnęła drzwi, które pod jej ciężarem się zatrzasnęły. Zerwała się natychmiast na równe nogi i zataczając ze śmiechu zbiegła po schodach na dół, za nią trzymając się za brzuch podążyła Marta. Zamknęły się w spiżarce, spojrzały na siebie i zaczęły rechotać na cały głos.
………………………………………………………………………

Tymczasem Jacek zmęczony wrażeniami położył się na chwilę i zasnął. Po dwóch godzinach obudził się w pełni wypoczęty i w dobrym humorze. Energia go rozpierała i miał ochotę zrobić sobie mały wypad na miasto. Przyszedł mu do głowy pewien pomysł i postanowił go natychmiast zrealizować. Zadzwonił do Jima, który pomógł mu wszystko zorganizować. Ubrał się szybko w obcisłe biodrowe jeansy, które nie do końca zakrywały jego pośladki oraz krótką koszulkę, cały czas podjeżdżająca do góry i odsłaniającą całkiem niezły kaloryferek. Trochę się bał jak to będzie wyglądało, ale od dawna miał chęć to zrobić.
Po trzech godzinach wrócił do domu i od razu pobiegł do sypialni obejrzeć swój nowy nabytek. Stanął przed lustrem i zaczął podziwiać rysunek wykonany przez mistrza tatuażu. Zsunął odrobinę spodnie, aby móc zobaczyć obrazek w pełni. Na jego lewym pośladku pysznił się niewielki, złotozielony, śliczny wąż owinięty wokół gałązki kwitnącej jabłoni. Wyglądał naprawdę pięknie, a jego łuski lśniły jak wypolerowane. Umieszczony specjalnie w strategicznym miejscu, tam gdzie zaczynał się pośladek, sprawiał, że każdy miał ochotę pociągnąć za spodnie, aby zobaczyć całość. Karski był zachwycony, rodzice nigdy nie pozwoliliby mu zrobić czegoś takiego. Teraz trzeba go zaprezentować szerszej widowni i sprawdzić czy będzie się podobał. Postanowił zabrać synka na pobliską plażę, na której jak twierdziła Marta, zazwyczaj było bardzo mało ludzi, jako że bogata dzielnica zamknięta była przed turystami. Poszedł poszukać synka. Michaś jak tylko usłyszał, że idą zobaczyć ocean zaczął piszczeć z radości. Najpierw jednak zjedli obiad. Przy okazji Jacek powiadomił gospodynię jak mają zamiar spędzić popołudnie, aby nikt się o nich nie martwił. Norra nie było w domu i miał wrócić dopiero wieczorem. Skoro Max tak sobie z nim pograł i nie pytając o zadnie przedstawił go całemu światu, to nie widział problemu w pokazaniu swojego tatuażu na plaży. Jeśli nawet jego sąsiedzi trochę się pośmieją to dziury w niebie nie będzie. Karski nie był zbyt odważny, ale chęć zrobienia na przekór mężowi zwyciężyła jego wrodzoną nieśmiałość. Uzbroił się w całą swoją śmiałość i z podniesioną wysoko głową pomaszerował z synkiem nad ocean. Bardzo szybko kompletnie zapomniał po co tutaj przyszedł. Michaś , który pierwszy raz widział morze nie pozwolił mu usiąść ani na chwilę. Szalał z radości i wciągnął natychmiast Jacka do wesołej zabawy. Po godzinie obaj byli już cali mokrzy i niesamowicie zmęczeni. Nie mieli pojęcia, że na plaży nie ma nikogo, kto nie obserwowałby ich z zainteresowaniem. Sąsiedzi Maxa bardzo szybko zorientowali się z kim mają do czynienia. Spora część opalających się osób nie mogła oderwać oczu od tyłka Karskiego i jego migoczącego w słońcu tatuażu. Powstawały pierwsze zakłady co takiego znajduje się poniżej linii spodni. Wykonano też kilka zdjęć, czego Jacek zupełnie nie zauważył zajęty synkiem.
Natomiast Max wrócił do domu o wiele wcześniej niż zapowiadał. Marta od razu zawiadomiła go o wycieczce męża. Norr natychmiast strasznie się zdenerwował, bojąc się o bezpieczeństwo swojej małej rodzinki. Doskonale wiedział jak bezwzględni potrafią być niektórzy fani i paparazzi.
- Jak mogłaś mu na to pozwolić – warczał na gospodynię – trzeba było wybić mu  to z głowy.
- Jacek nie jest tutaj więźniem, a ja wysłałam za nimi ochroniarzy, mają ich dyskretnie pilnować, więc przestań się po mnie wydzierać – odpowiedziała mu bynajmniej nie przestraszona Marta. - Jak się tak bardzo przejmujesz, to idź ich poszukać! – Maxowi nie trzeba było tego dwa razy powtarzać. Pobiegł do garażu, wsiadł do otwartego terenowego samochodu i pojechał w kierunku plaży. Wolniutko prowadził auto aleją wzdłuż oceanu i wypatrywał Jacka z Michasiem. Jak tylko ich dojrzał wyskoczył  na ulicę nawet nie otwierając drzwiczek. To co zobaczył jak podszedł bliżej, niezbyt mu się spodobało. Obaj panowie klęczeli na piasku i budowali zamek, tymczasem wszyscy wokoło gapili się jak zaczarowani na tyłek jego męża. Z początku nie bardzo mógł zrozumieć co ich aż do tego stopnia zafascynowało, ale kiedy się zbliżył natychmiast wszystko zrozumiał. Tatuaż lśnił i z daleka rzucał się w oczy, przyciągając wzrok do zgrabnych pośladków Jacka, a kiedy jeszcze do jego uszu doszły teksty o zawartych zakładach krew się w nim zagotowała. Czerwony z wściekłości podszedł do najbliższych, którzy akurat zwróceni byli do niego tyłem i nie zauważyli go w pierwszej chwili.
- Niech to szlag, co wy tutaj sami robicie? – syknął do męża.
- O Max, miałeś wrócić dopiero wieczorem – Karski zamrugał długimi rzęsami i zerknął na niego z najbardziej niewinną miną na jaką go było stać.
- Tatusiu – odezwał się z naganą w głosie Michaś – nie przeklinaj, bo to niegrzecznie. Znowu będę ci musiał robić okłady na pupę.
- Do samochodu, ale już! Marta czeka na was z kolacją! – warknął cicho, nie mogąc oderwać wzroku od krągłego pośladka Jacka. – Co ci przyszło do głowy, żeby zrobić coś takiego?! Ile ty masz lat, że cieszą cię takie bzdury? – objął męża zaborczo w pasie, wziął synka za rączkę i poprowadził ich w kierunku samochodu.
- A co, nie podoba ci się? – zapytał zasmucony mężczyzna, po jego ustach błąkał się jednak psotny uśmieszek. – Zachowujesz się jak zgred!
- Widzę, że nie masz pojęcia o co mi chodzi! Jutro będziesz miał okazję pooglądać sobie swój tyłek we wszystkich brukowcach, może wtedy coś do ciebie dotrze! – Norr otwarł drzwiczki do jeepa. – Boże, co za ludzie – obejrzał się do tyłu – dosłownie ślina kapie im z ust! Wsiadaj i lepiej nic się już nie odzywaj!
- Chcesz mnie nastraszyć? – zapytał zmieszany Jacek, który nie zauważył na plaży niczego dziwnego. Michaś usiadł obok niego na tylnym siedzeniu. Zapiął pasy z zainteresowaniem obserwując wymianę zdań między rodzicami.
- Oszukuj się dalej – zapalił silnik piosenkarz i z piskiem opon ruszył do domu. W ciągu kilku minut dojechali do domu. Jak tylko się zatrzymali chłopczyk pomachał im rączką i pobiegł prosto do kuchni.
- Pomogę Marcie piec rybki! – krzyknął do tatusiów i tyle go widzieli. Tymczasem obydwaj mężczyźni zaczęli wchodzić po schodach. Jacek, mocno zafrasowany słowami męża szedł pierwszy, a wkurzony i utyskujący cały czas Norr dwa kroki za nim.
- Och, przestań narzekać, zachowujesz się jak moja matka – jęknął w końcu Jacek i przyśpieszył, chcąc się pozbyć natręta. Maks nic się nie odezwał, bo myślami był już w innym wymiarze. Znowu został zahipnotyzowany przez kołyszący się tyłek męża. Wężyk na jego pośladku mrugał do niego zawadiacko rubinowymi ślepkami. Koszulka podniosła się do góry ukazując złocistą skórę. Do jego nozdrzy doszedł go zapach rozgrzanego słońcem ciała Jacka zmieszany z jakimś balsamem. Z każdym krokiem w jego spodniach robiło się coraz ciaśniej. Teraz potrafił myśleć tylko o tym, jak wyglądała mała gadzina w całej okazałości. Koniecznie musiał się tego dowiedzieć. Zaczął skradać się za podążającym do sypialni mężem i kiedy nieświadomy zagrożenia Karski wszedł do pokoju, Norr wślizgnął się tam za nim. Chwycił go mocno w tali i wziął na ręce. Zanim ten zdążył zareagować, leżał już na łóżku na brzuchu, a na jego udach siedział mąż i wpatrywał się w jego pośladki, jakby to było najwspanialsze dzieło sztuki.
- Max, co ty do cholery wyprawiasz! Złaź ze mnie napaleńcu! – krzyknął na niego, usiłując się uwolnić spod jego ciężaru.
- Muszę go zobaczyć! – odezwał się ochryple mężczyzna i pociągnął w dół spodnie Karskiego. – Niesamowite! – westchnął z zachwytu na widok dwóch jędrnych półkul, ozdobionych pięknym tatuażem.
 - A mówiłeś, że ci się nie podoba! – prychnął na niego Jacek rumieniąc się na twarzy. – Pogapiłeś się, a teraz możesz się wynosić!
- No coś ty! – zaprotestował Max i delikatnie zaczął gładzić jego tyłek opuszkami palców. – Danie jak w pięciogwiazdkowym hotelu – pochylił się i wbił zęby w  jędrną skórę na prawym pośladku, nadal głaszcząc wężyka drugą ręką.
- Ratunku! – zapiszczał Jacek wijąc się pod mężczyzną. Musiał natychmiast się uwolnić, bo jeszcze chwila i skończy jako posiłek dla tego kanibala. Czuł jak język męża zaczyna wędrować tam i z powrotem, wzbudzając w nim rozkoszne dreszcze. – Max ty głupku, ani się waż, wiem co ci chodzi po tej zboczonej głowie!
- Jesteś taki smaczny – wymruczał z zadowoleniem mężczyzna, nie zaprzestając swoich zabiegów. – Zrobię ci dobrze, przecież widzę, że masz ochotę.
- Spieprzaj! O kurwa! – kwiknął  Karski, kiedy poczuł jak wilgotne ciepło zagłębia się w jego rowek. Zaczął cały drżeć i mimowolnie rozsunął uda. Mężczyzna uniósł nieco do góry jego pupę, zmuszając go do uklęknięcia z czerwoną z zażenowania twarzą w ukrytą poduszce i ostrożnie rozchylił mu pośladki. Zaczął energicznie lizać jego rowek zataczając kółeczka wokół drżącej z oczekiwania dziurki. Jacek nawet nie wiedział kiedy przestał się wyrywać. Mgła pożądania przyćmiła mu oczy, mózg reagował już teraz tylko na płynące z jego ciała rozkoszne doznania. Oddychał coraz szybciej głośno posapując. Zaczął zatracać się w tych słodkich doznaniach. Minęło już tyle lat kiedy ostatnio czuł się tak wspaniale. Ile to razy śnił o tym nocami, budził się cały mokry, lepki od potu i własnej spermy. Max niespodziewanie wsunął mu czubek języka do szparki.
- Och… - krzyknął Jacek i poczuł jak jego twardy jak skała penis ociera się o prześcieradło jak szalony dążąc do spełnienia. Nie trzeba było czekać długo jak wytrysnął z głuchym jękiem i opadł bezwładnie na prześcieradło. Poczuł jak mąż całuje go czule w kark i łagodnie głaszcze po plecach.
- Zawsze do usług kochanie, jak byś miał ochotę na powtórkę wystarczy tylko powiedzieć – Uśmiechnął się do niego szeroko Max z niebezpiecznym błyskiem w oczach. - Twój tyłeczek to klasa sama w sobie.
- Pomarzyć sobie zawsze możesz! – warknął do niego zawstydzony Jacek, który nie miał pojęcia w jaki sposób dał się tak zmanipulować temu draniowi.
.....................................................................................
Betowała Niebieska

sobota, 24 listopada 2012

Rozdział 8


Michaś wstał dosłownie o świcie i ruszył na zwiedzanie swojego nowego domu. Ubrany w samą piżamkę biegał od pokoju do pokoju wszędzie wtykając ciekawski nosek. Został wreszcie złapany przez lokaja i zaprowadzony do kuchni na śniadanie. Gospodyni Marta wyściskała piszczącego malucha i posadziła za stołem. Postawiła przed nim talerzyk z gorącymi drożdżówkami i szklankę kakao. Chłopiec zaczął pałaszować z wielkim zapałem. W przerwach między jednym, a drugim kęsem opowiadał kobiecie o tatusiu. Marta słuchała go uważnie ze smutkiem kiwając głową. Ze słów chłopca wyłaniała się dość smutna historia. Karski wiele musiał przeżyć po rozstaniu z Maksem. W dodatku był tak dumny i uparty, że ani razu nie poprosił o pomoc, która się mu przecież słusznie należała. Gospodyni płonęła z ciekawości jaki jest naprawdę ten najukochańszy tatuś. Widać było, że Michałek wprost go uwielbia.
Tymczasem Jacek obudził się dość wcześnie, nałożył szlafrok i od razu poszedł do pokoju synka. Z przerażeniem stwierdził, że maluch gdzieś powędrował. Od razu do głowy przyszły mu tysiące różnych myśli, jedna gorsza od drugiej. Zaczął wołać chłopca po imieniu i systematycznie przeszukiwać dom. Na trop dziecka naprowadził go dopiero Sam. Wpadł z impetem do kuchni i westchnął z ulgą na widok jedzącego śniadanie Michasia.
- Proszę się już nie martwić i usiąść – Marta podała mu pachnące cynamonem bułeczki.
- Och, bardzo pani dziękuję. Okropnie się przestraszyłem. Synek nigdy tak wcześnie nie wstawał – uśmiechnął się do niej Jacek i z błogim wyrazem twarzy zaczął obwąchiwać drożdżówki. Ugryzł kęs i zamruczał z przyjemności. – Przepyszne, jest pani prawdziwą mistrzynią. – Gospodyni podała mu kubek mleka. Jacek zawojował jej serce od pierwszego wejrzenia. Był taki blady i szczuplutki, będzie musiała go odkarmić. Już jej w tym głowa, żeby nigdy nie chciał stąd wyjechać. Po kilkunastu spędzonych z nim minutach doszła do wniosku, że Maks nie mógł trafić lepiej. Z radością pomoże mu w każdym spisku mającym na celu uratowanie tego małżeństwa.
Nagle na schodach zadudniły pośpieszne kroki i do kuchni wpadł zdyszany Jim. Przez chwilę stał nie mogąc wydobyć z siebie ani słowa. W końcu Marta walnęła go w plecy aż zadudniło. Chłopak rozkaszlał się i wróciły mu kolorki.
- Szybko, chodźcie, zaraz się zacznie – wystękał z trudem. – W telewizji śniadaniowej jest dawno zapowiadany wywiad z Maxem. Pojechała z nim Nicola.
- A ta wydra tam po co? – Fuknęła gospodyni biorąc się pod boki. – Pewnie znowu zacznie bredzić o tym pierścionku! Na co czekacie idziemy - Zakomenderowała i poszła do salonu. Wszyscy ruszyli za nią. Jacek bez przekonania poszedł za kobietą. Nie miał najmniejszej ochoty oglądać jak u boku jego męża wdzięczy się jakiś babsztyl.  Wszyscy rozsiedli się wygodnie i włączyli telewizor. Wywiad już się zaczął i rzeczywiście obok Maksa siedziała jakaś wystrojona blondyna z dużymi silikonowymi cyckami.
- Może ja pójdę się ubrać, takie głupie dyskusje raczej mnie nie interesują – Jacek podniósł się z fotela.
- Siadaj i oglądaj – pchnęła go na niego z powrotem Marta. Po chwili dołączyła do nich jeszcze zaspana Zofia. Na ekranie sympatyczna prowadząca zadawała szereg pytań dotyczących kariery zawodowej Norra, planów na przyszłość, piosenek, które znajdą się na nowej płycie. Do tej pory wywiad przebiegał bez zakłóceń w nader kulturalnej atmosferze. Niestety zawsze na koniec tego niezwykle popularnego programu pytania mogła zadawać też publiczność i z reguły to one wywoływały zazwyczaj największe zamieszanie. Gdy tylko prowadząca dała znak, na widowni podniósł się las rąk. Pierwsza wstała jakaś tęga murzynka, wbiła oskarżycielski wzrok w Maxa.
- Panie Norr czy to prawda, co napisały wczorajsze gazety, że zaręczył się pan z panną Nicolą? – Piosenkarz uprzejmie uśmiechnął się do niej i pokręcił z dezaprobatą głową.
- To bardzo osobiste pytanie nie sądzi pani?
- Chciałam panu pogratulować. Ta dziewczyna tak długo czekała na pana decyzję – nie dała się zbić z tropu kobieta.
- Niestety nie będzie pani miała czego, bo ja nigdy nie oświadczyłem się Nicoli ani żadnej innej kobiecie – powiedział spokojnie mężczyzna.
- Ależ Max, dałeś mi przecież pierścionek, wszyscy widzieli – szła w zaparte siedząca obok niego, czerwona na twarzy dziewczyna. Nie miała zamiaru się teraz wycofać, zapędziła Norra do rogu i miała nadzieję, że potwierdzi jej wersję przed kamerami. W sumie nie miała nic do stracenia, tak długo już na niego polowała. Wszystkie przyjaciółki będą  jej zazdrościć takiej zdobyczy. Wiedziała, że jeśli piosenkarz zaprzeczy, to straci twarz. Nawet przez myśl jej nie przeszło, że może przegrać to starcie. Mężczyzna nie może sobie pozwolić na złą prasę. Wyjdzie na potwora bawiącego się kosztem jej uczuć, a właśnie wychodzi jego nowy album.
- To był prezent urodzinowy, wyraźnie sobie go zażyczyłaś – uśmiechnął się do niej drapieżnie Max. Dziewczyna nieco się przestraszyła. Wyczuła, że coś się święci. Mężczyzna bynajmniej nie wyglądał na pokonanego.
- Panie Norr niech pan się w końcu przyzna i dajcie sobie buzi na zgodę. Nie ma się czego bać, ja jestem już żonaty dwadzieścia lat – rzucił ktoś z widowni.
- Będzie z was piękna para – dołączyła się prowadząca program.
- Nicola – zwrócił się do dziewczyny Norr – jesteś pewna, że nie wyciągnęłaś pochopnych wniosków? Na pewno ci się oświadczyłem? – wbił w nią chłodne spojrzenie.
- Oczywiście, a na moim palcu jest dowód. Zresztą można sprawdzić na monitoringu ze sklepu – kiwnęła głową energicznie. – Nie mam pojęcia dlaczego teraz zmieniłeś zdanie – otarła nieistniejącą łzę.
- W takim razie przykro mi, że po tylu latach naszej znajomości będę musiał zrobić coś naprawdę nieprzyjemnego – wyciągną z kieszeni jakieś dokumenty i zdjęcia. Podał je prowadzącej. – Wiedziałem, że na dzisiejszym spotkaniu padnie to pytanie - zwrócił się do widowni. Przez wiele lat traktowałem Nicolę jak przyjaciółkę i nie spodziewałem się po niej tak perfidnej intrygi, mającej na celu zmuszenie mnie do małżeństwa. Te papiery świadczą o tym, że nie mogłem jej złożyć takiej propozycji, bo od sześciu lat jestem w związku małżeńskim. Ponadto zawsze preferowałem płeć męską, więc dlaczego u licha miałbym ożenić się z kobietą – po widowni przeszedł pełen niedowierzania i oburzenia szmer. Nastroje diametralnie się zmieniły. – Może kamera pokaże akt ślubu i akt urodzenia mojego synka. Dałem dziennikarce też zdjęcia mojej rodziny – uśmiechnął się do zaskoczonego tłumu Max. – Mój mąż przeszedł właśnie poważną operację i przechodzi rekonwalescencję. Między nami nie zawsze dobrze się układało, ale właśnie pracujemy nad odbudowaniem swojego związku. Nie życzę sobie, aby ta kobieta – wskazał oskarżycielsko na trzęsącą się ze strachu i upokorzenia Nicolę – mieszała więcej w moim życiu. Kocham swoją rodzinę i jestem w stanie zrobić dla nie wszystko! Czy zdajecie sobie sprawę co poczuje mój osłabiony chorobą mąż jak przeczyta brednie tej dziewczyny w gazetach? Jak mogłaś mnie szantażować w tak obrzydliwy sposób droga przyjaciółko – wyciągnął groźnie w stronę bladej jak ściana dziewczyny rękę. Nie mogła uwierzyć w to, co się właśnie dzieje. Tak starannie wszystko zaplanowała. Przyjaciółki zabiją ją śmiechem. Taki wstyd! Będzie sobie chyba musiała zrobić operację plastyczną i zmienić nazwisko. Zachwiała się na nogach, ukryła twarz w dłoniach i szlochając wybiegła ze studia roztracając ochroniarzy.
- Bardzo nam przykro za ten incydent panie Norr – zaczęła przepraszać go dziennikarka, zachwycona obrotem sprawy. Wiedziała, że jej program bije właśnie rekordy oglądalności i oglądają go miliony Amerykanów. Bilbordy pokazywały zdjęcia bawiącego się wesoło przed domem Michasia i śliczną twarz zamyślonego Jacka.
- Ależ ten maluch jest do pana podobny – słychać było ze wszystkich stron. – Ale z tej Nicoli kłamliwa wiedźma. Niektóre baby to mają tupet, aby złapać bogatego i sławnego męża są gotowe na wszystko.
- A jaki jest grzeczny i mądry – odezwał się dumnie Max. – Wszystko to zasługa mojego męża, który się poświęcił jego wychowaniu. To wspaniały mężczyzna i dla mnie nie ma na świecie nikogo, kto mógłby się z nim równać.
- Niestety kończy się nam czas antenowy. Bardzo panu dziękuję za wyjątkowo ekscytujący wywiad – wylewnie podziękowała Maxowi prowadząca program.
Marta wzięła pilota i wyłączyła telewizor. Zerknęła na Jacka, który siedział całkowicie sparaliżowany z wrażenia z wytrzeszczonymi oczami. Kompletnie odebrało mu mowę. Czegoś takiego w życiu, by się nie spodziewał. Do tej pory myślał, że mąż ma po prostu wyrzuty sumienia i dlatego wziął ich pod swoje skrzydła. Widział nędzne warunki w jakich żyli i zrobiło mu się wstyd. Teraz w głowie Karskiego zapanował całkowity zamęt. Nie miał pojęcia co Max sobie wyobrażał mówiąc coś takiego publicznie.
- Masz napij się – Zosia nalała mu pełną lampkę wina. Wypił ją za jednym łykiem i oczywiście się zakrztusił. Ciotka z rozmachem walnęła go w plecy.
- Czy to było nagrywane? Może wycieli by co nieco? – zapytał cicho z nadzieją w głosie Jima.
- Nie, to program na żywo. Właśnie obejrzało to pół Ameryki – zaprzeczył sekretarz nie śmiejąc spojrzeć mu w oczy.
- W takim razie idę się ubrać, jak mnie będą aresztować to wolałbym być ubrany – powiedział ponuro i ruszył do drzwi.
- Chwila, dlaczego mieliby cię zamknąć narozrabiałeś coś? – zapytała zaskoczona Zofia łapiąc go za rękę.
- Jeszcze nie, ale mam szczery zamiar. Ile lat dostanę za zamordowanie męża w afekcie? – zwrócił się do Marty.
- Pewnie z jakieś dwadzieścia pięć lat – odpowiedziała mu z uśmiechem kobieta. – Może jednak lepiej będzie jak zwyczajnie mu przyłożysz? Za pobicie to będzie tylko pięć, a my w tym czasie zajmiemy się dzieckiem, żeby się nie naoglądał przemocy w rodzinie. – Zofia z gosposią wzięły nieco opierającego się Michałka za rączki i poszły z nim do ogrodu.
- Nie chcę na spacer, muszę zobaczyć jak tatuś zrobi Maxowi lanie! – dobiegł go jeszcze z oddali głos przejętego synka. Jacek wziął prysznic, ubrał się i udał się do sypialni męża. Usiadł na fotelu z gazetą w ręku, ale literki skakały mu przed oczami. Na jego kolanach leżała trzepaczka do dywanów. Był coraz bardziej wściekły. Jak tylko przypomniał sobie jakie intymne rzeczy mówił Norr na wizji dosłownie cały się trząsł od tłumionej złości. Miał ochotę rozerwać go na strzępy. Jakie to szczęście, że zabrał z domu trzepaczkę. Na ogół służyła do straszenia Michasia, nigdy do tej pory jej jednak nie użył. Dzisiaj przejdzie chrzest bojowy.
Po jakiś dwóch godzinach wrócił do domu nieświadomy zagrożenia Norr. Oczywiście najpierw udał się do swojego pokoju, aby się przebrać w luźniejszy strój. Na zewnątrz panował niesamowity upał. W tym czasie Jacek zdołał się już nieźle nakręcić. Dosłownie cały gotował się w środku. Piosenkarz wszedł do sypialni i zaskoczony zobaczył siedzącego na fotelu męża z wyjątkowo groźną miną. Wiedział, że powinien natychmiast się wycofać, znał doskonale ten mars na czole Jacka. Świadczył z całą pewnością o tym, że jego ukochany wpadł właśnie w szał i nic nie zdoła go uratować. Chłopak wstał i spojrzał na niego wymownie.
- Nawet nie próbuj uciekać! Wypinaj tyłek! – warknął i wziął do ręki narzędzie zagłady.
- Skarbie nie denerwuj się tak, lekarz ci zabronił – niezręcznie cofał się do tyłu Max i zamiast trafić do drzwi uderzył pośladkami o stojące za nim niskie biurko.
- Odwróć się i wypnij tyłek, bo w innym wypadku będziesz miał ślady na twarzy – zimna furia w głosie Jacka sprawiła, że pokornie zrobił co kazał. Miał spore wyrzutu sumienia po tym co dzisiaj zrobił. Jak ma dostać lanie to trudno, zasłużył sobie na to.
- Tylko delikatnie – odezwał się cicho, odruchowo spinając mięśnie pośladków.
- Ja ci dam delikatnie! To za długi jęzor, paplający o naszych prywatnych sprawach w telewizji! - zamachnął się Karski i solidnie trzasnął go w dupę.
- Aaaa … - kwiknął Max. Nie spodziewał się takiego mocnego uderzenia.
- To za pokazanie naszych zdjęć połowie Ameryki! – walnął drugi raz piosenkarza Jacek. Wymierzył mu jeszcze kilka naprawdę solidnych klapsów. Na koniec uderzył wyjątkowo mocno.
- Oj, a to za co? – jęknął niemęsko Max.
- Jak mogłeś pozwolić, by ta blondi siedziała tak blisko i cały czas trzymała rękę na twoim udzie! – wrzasnął mu koło ucha Karski prawie go ogłuszając.
- To już koniec? –westchnął z ulgą piosenkarz i wyprostował plecy. – Nie masz litości, przez tydzień nie będę mógł siedzieć! Co cię podkusiło, żeby wziąć ze sobą to paskudztwo – wskazał na trzepaczkę.
- Chyba miałem przeczucie, najwyraźniej niezły ze mnie jasnowidz – zachichotał Karski, którego złość właśnie opuściła na widok męża masującego ze skrzywioną miną tyłek. - Pilnuj się cwany wężu. Przez ciebie nie będę teraz mógł wyjść swobodnie z domu. Twoje intrygi nie ujdą ci na sucho! Jeszcze mnie popamiętasz! – zadarł dumnie do góry nos i wymaszerował z pokoju.
.............................................................................................
Betowała Niebieska