Max stał na
płycie prywatnego lotniska z niewielką podróżną torbą w ręce i z niepokojem
obserwował duży, transportowy samolot, którym mieli polecieć. Spojrzał na
Jimiego nieco zaskoczony, a ten tylko wzruszył ramionami.
- To nie
będzie pierwsza klasa. Chciał pan anonimowości, więc miałem naprawdę niewielki
wybór. Ta maszyna leci bezpośrednio do Krakowa i ma na pokładzie trochę
niezwykłych pasażerów, ale jakoś sobie poradzimy – zerknął niepewnie na swojego
chlebodawcę.
- W takim
razie wsiadamy – mężczyzna zaczął wspinać się zwinnie po schodach. Wszedł do
środka i dosłownie oniemiał. Wszędzie stały klatki z najróżniejszymi
zwierzętami - małpami, papugami, pancernikami oraz wieloma innymi dziwnymi
stworzeniami. Wszystkie drzemały, najwyraźniej potraktowane przez opiekunów
jakimś środkiem usypiającym. Drugą rzeczą, która uderzyła w piosenkarza prawie
odbierając mu oddech był straszliwy smród bijący od tej menażerii. Zatkawszy
nos zaczął przepychać się do przodu. Pod ścianą stało parę niezbyt czystych
foteli. To prawdopodobnie były przygotowane dla nich miejsca. Max bez słowa
usiadł, zapiął pasy i przymknął oczy. Zaczął po cichu liczyć do stu głęboko
oddychając.
- Dobrze się
czujesz? – zapytał go zaskoczony jego zachowaniem sekretarz.
- Milcz i nie
przeszkadzaj – warknął do niego Max – właśnie się zastanawiam, na który z
dwunastu znanych mi sposobów mam cię zakatrupić.
- Może
herbatki z melisą – pisnął chłopak, podając mu wyciągnięty z torby termos.
- Siedź i
udawaj, że nie istniejesz idioto! – krzyknął wkurzony piosenkarz. – Zgotowałeś
nam naprawdę piekielną podróż. Przez ten odór na pewno stracę węch na zawsze. –
Wkrótce okazało się, że oprócz węchu może stracić także słuch. Obudzone jego
wrzaskami zwierzęta zaczęły wydawać z siebie coraz bardziej przeraźliwe
dźwięki. Samolot wzbił się sprawnie w powietrze, a biedny Jimi nakrył głowę
gazetą, aby nie widzieć wbitych w niego, wściekłych oczu swojego szefa. Było to
z pewnością najdłuższe dziesięć godzin w jego krótkim życiu. Przez cała drogę
modlił się, aby Max nie wpadł w furię i nie udusił go pasami bezpieczeństwa.
Kiedy wylądowali wreszcie w Krakowie był już na skraju wyczerpania nerwowego. Z
ogromnym trudem podniósł się z fotela i podążył za mruczącym paskudne
przekleństwa piosenkarzem, strzepującym
z siebie każdy pyłek jaki ośmielił się na nim osiąść. Pożegnali się z załogą i
podążyli do pobliskiego parku. Usiedli na najbliższej ławce, a Max wyciągnął z
kieszeni komórkę. Wystukał numer Zofii.
- Pani
Karska, to ja Max Norr. Przed chwilą przyleciałem z moim sekretarzem do
Krakowa. Chciałbym się z panią jak najszybciej zobaczyć i porozmawiać – po
drugiej stronie zapanowało milczenie, słychać było tylko przyśpieszony ze
zdenerwowania oddech kobiety. – Pani Zofio, czy wszystko porządku?
- O
oczywiście, jestem tylko odrobinę zaskoczona – wyjąkała z trudem kobieta. –
Prawdę mówiąc nie spodziewałam się, że pofatyguje się pan osobiście. Proszę
podać adres, niedługo po was przyjadę.
Lepiej jak nie będziecie rzucać się w oczy.
…………………………………………………………………
Po upływie
jakiejś godziny podeszła do nich przystojna kobieta w średnim wieku,
zlustrowała ich od stóp do głów, pociągnęła nosem i odsunęła się dwa kroki do
tyłu. Max wstał na jej widok i chciał się przywitać, ale w tym momencie głośno
zaburczało mu w brzuchu. Zmieszał się lekko i po chwili wahania wyciągnął do
niej rękę.
- Pani
Zofia? Mam na imię Max, a ten pustak obok to Jimi.
- Tak, to ja
i nie ma się czego wstydzić – wskazała na jego protestujący żołądek.
- Wiem, że
wyglądamy nieciekawie, ale nie chciałem, żeby ktoś nas rozpoznał – westchnął
ciężko Max, obciągając wielką bluzę z kapturem, w którą był ubrany.
- Nie tylko
wyglądacie obaj jak podejrzany, młodzieżowy element, ale także śmierdzicie,
jakbyście spędzili noc w stajni. Wpuścili was w tym stanie do pierwszej klasy?
– zapytała kobieta z wesołymi błyskami w oczach.
- To była
klasa MiiP, naprawdę unikalna – odparł Max i posłał Jimiemu groźne spojrzenie.
- MiiP?
Nigdy o takiej nie słyszałam, pewnie jakaś nowość – stwierdziła niepewnie
Zofia.
- MiiP czyli
małpy i inne paskudztwa – warknął w stronę sekretarza Norr – Ten idiota
załatwił nam przelot w samolocie transportowym razem z prawdziwym Zoo.
- Może
jedźmy lepiej do domu. Przebierzecie się i weźmiecie prysznic – kobieta zatkała usta pięścią, aby się nie
roześmiać. Powarkujący, cuchnący jak koń Max oraz Jimi wyraźnie się za nią
chowający przed szefem, to było więcej niż mogło znieść jej poczucie humoru.
Zaczęła chichotać i wskazała na zaparkowany w pobliżu, łaciaty samochód.
- Czy to
jakiś muzealny okaz? – zapytał Jimi, przyglądając się starej, odrapanej
syrence. - Naprawdę działa?
- Dziecko –
zwróciła się wyniośle do chłopaka – to Prychawka i jest chyba starsza od
ciebie, więc postaraj się mówić o niej z większym szacunkiem. Wsiadajcie do
tyłu – mężczyźni posłusznie zaczęli pakować się do auta, usiłując spełnić jej
polecenie.
- Ale tu
jest za ciasno – jęknął Max, próbując jakoś pomieścić swoje długie nogi.
- Nie
narzekać! – rzuciła w ich kierunku kobieta. – Potraktujcie to jako turystyczną
atrakcję. Jacek od trzech lat dojeżdża tym samochodem do pracy i nie narzeka –
spojrzała wymownie na skrzywionego Maxa. – Musimy jeszcze odebrać Michałka z
przedszkola. Po chwili dość karkołomnej jazdy zatrzymali się przed kolorowym
budynkiem. Zofia wysiadła, nakazując im zaczekać na nią i najlepiej nie
wychodzić z samochodu.
- Boże –
jęknął wiercąc się Jimi.- Ten wrak nie ma chyba żadnych resorów. Mam wrażenie,
że każdy kamień i wszystkie dziury na drodze odbiły się na mojej biednej pupie.
Powinienem dostać premię za pracę w szkodliwych warunkach.
- Ja ci dam
premię gamoniu, myślisz, że mój tyłek jest mniej wrażliwy niż twój? – Norr
pociągnął chłopaka za ucho. W tym momencie pojawiła się kobieta z Michałkiem w
ramionach. Postawiła chłopczyka na ziemi, a malec natychmiast włożył głowę do
auta i zaczął przyglądać się zaciekawiony szturchającym się mężczyznom. Na jego
widok natychmiast się uspokoili. Zwłaszcza Max nie mógł oderwać od niego
zachwyconych oczu.
- Podobny do
mnie prawda? – zapytał, nie spuszczając z chłopczyka wzroku.
- Ciociu
dlaczego ci panowie się bili? Mówiłaś, że gentelmani tak nie robią – odparł
Michaś z poważną minką.
- Może oni
nie są gentelmanami – odparła sucho Zofia i zapięła małego w foteliku. – Ten po
prawej to Max Norr twój drugi tatuś, a ten po lewej jego sekretarz Jimi Cart.
Pojedziemy teraz do domu i coś przekąsimy , a potem udamy się w odwiedziny do
szpitala. Chłopczyk umilkł i przez całą drogę przyglądał się z ogromnym
zaciekawieniem piosenkarzowi.
- Ciociu
wiesz –wyszeptał z przejęciem – on ma takie same czarne włoski jak ja, myślisz,
że będę taki niegrzeczny jak on kiedy dorosnę?
- Broń cię
boże dziecko, broń cię boże – pogłaskała go po kędzierzawej główce rozbawiona
Zofia.
……………………………………………………
Następne
dwie godziny mężczyźni spędzili w ciasnym mieszkanku Jacka. Wzięli prysznic i
przebrali się w wygodne sportowe ubrania, które przywieźli ze sobą. Zofia
zrobiła im jajecznicę na boczku, kanapeczki ze szczypiorkiem i gorącą
aromatyczną herbatę. Pochłonęli wszystko w rekordowym tempie, ponieważ byli
bardzo głodni. W samolocie panowały takie warunki, że nawet nie próbowali
niczego włożyć do ust. Zosia usiadła z nimi przy stole i zmierzyła ich surowym
wzrokiem.
- Musimy
porozmawiać zanim pojedziemy odwiedzić Jacka. On o niczym nie wie, więc wejdę
tam pierwsza i trochę go przygotuję. Powinien pan zawiadomić mnie o swoich
planach wcześniej – zwróciła się z naganą do Maxa. – Teraz już za późno, jeśli
ja mu nie powiem, to na pewno zrobi to Michałek. Proszę bardzo uważać na to, co
pan mówi i nie denerwować męża. Dopiero pięć dni temu przeszedł poważną,
rozległą operację. Lekarze cudem uratowali mu życie. Za trzy dni, jak wszystko
dobrze pójdzie wróci do domu. Będziecie więc mieli obaj czas wszystko dobrze
przemyśleć i przedstawić sobie nawzajem konkretne propozycje, bo chyba nie ma
pan zamiaru odebrać mu syna – Zofia spojrzała na niego uważnie.
- Nie mam do
tego prawa, ale chciałbym zabrać was do USA przynajmniej na czas
rekonwalescencji Jacka – odezwał się spokojnie Norr. – Zaproszenie obejmuje
także panią.
- Nie
chciałabym wam przeszkadzać – odezwała się cicho Zofia.
- Myślę, że
zarówno Jacek jak i Michaś ucieszą się z pani towarzystwa. Sądzę, że
największym problemem będzie przekonanie do tej podróży mojego męża. Poróżniła
nas naprawdę paskudna historia i coś mi się wydaje, że obu nas wyprowadzono w
pole. Muszę koniecznie dowiedzieć się prawdy - westchnął ze smutkiem Max.
- W takim
razie zbieramy się – klasnęła w ręce kobieta. – Michaś, chodź tutaj, pomogę ci
zapiąć zamek. – Chłopczyk podbiegł do niej z czerwoną kurteczką.
- Pozwól, że
ja to zrobię – wyciągnął do niego ręce Norr.
- Potrafisz?
– spojrzał na niego nieufnie malec – Zacina się - wskazał pulchną łapką na
zatrzask.
- Tutaj
mieszkaliście z tatą od początku? – zapytał mężczyzna ze zmarszczonymi brwiami
przyglądając się skromnemu, malutkiemu mieszkanku. Było bardzo czysto i
schludnie, ale bieda wyglądała z każdego kąta. Najwidoczniej właścicielowi się
nie przelewało i musiał ciężko walczyć o byt. Zagryzł usta, nie śmiejąc
podnieść oczu na przysłuchującą się im Zofię.
- Tak, a
ciocia w następnej klatce – odpowiedział śmiało maluch podskakując niecierpliwie.
………………………………………………........
Po
kwadransie dzikiej jazdy zabytkowym wehikułem znaleźli się przed szpitalem.
Wyjechali na piętro windą i zatrzymali się w niewielkiej wnęce, gdzie stało
kilka wygodnych foteli. Zdenerwowana Zofia zacisnęła dłonie na oparciu jednego
z krzeseł.
-
Zaczekajcie tutaj. Wejdę tam razem z Michałkiem i za chwilę cię zawołam
–zwróciła się do Norra. Na miękkich nogach weszła z chłopczykiem do pokoju, w
którym leżał Jacek. Jak tylko ich zobaczył na jego bladą, szczupłą twarz wstąpił
radosny uśmiech, a w piwnych oczach pojawiły się ciepłe iskierki.
- Co dzisiaj
tak późno? – zapytał zaciekawiony, moszcząc się wygodnie na szpitalnym łóżku.
- Ee… -
straciła resztki odwagi Zofia. - Mieliśmy gości i jakoś tak zzeszło – jąkała
się nieporadnie.
- Coś ty
taka zdenerwowana? Czyżby odwiedziły cię te harpie, siostry mojej matki? Trzeba
było przyłożyć im miotłą – zaperzył się mężczyzna, poruszył niespokojnie i od
razu złapał się za brzuch. – Cholera, kiedy to się wreszcie zagoi?
- Przestań się
tak wiercić, po co się tak ekscytujesz – odezwała się uspokajająco kobieta,
szarpiąc niespokojnie za brzeg kamizelki i unikając wzroku krewniaka.
- Wykrztuś
to w końcu, bo widzę, że trzęsą ci się łapki. Może ten straszny samochód w
końcu się rozpadł i musiałaś zrobić mu pogrzeb?
- Pyrchawka
ma się dobrze tatusiu – odezwał się milczący do tej pory chłopczyk, wdrapał się
na łóżko i przytulił delikatnie do mężczyzny. – Wszyscy nią przyjechaliśmy,
tylko tatuś Max mówił brzydkie wyrazy, bo nie chciały mu się zmieścić nogi -
trzepał mały z szybkością karabinu maszynowego.
- Zaraz
zaraz, czy ty powiedziałeś właśnie tatuś Max? – spojrzał podejrzliwie na
struchlałą kobietę. – Masz mi coś do powiedzenia?!
- Może tylko
tyle, że czeka na korytarzu? – wymamrotała pod nosem, odsuwając się na
bezpieczną odległość.
-
Zooffiiaaa?! – wrzasnął ogłuszająco wściekły Jacek. - Nie chcesz mi chyba
powiedzieć, że sprowadziłaś tu tego parszywego skurczysyna?! Mogłaś mi chociaż
przynieść jakąś broń, żebym mógł zastrzelić go na miejscu. O zdrajczyni! –
rzucił w nią poduszką, którą miał pod głową, po czym jęknął i przycisnął dłoń
do rany.
- Michaś,
leć szybko po tatę – rzuciła do chłopczyka, który natychmiast wybiegł na
korytarz.
- Jacek,
zrobisz sobie krzywdę – złapała go za ręce kobieta. – Zachowuj się jak dorosły.
- Podobno
jak się wbije widelec głęboko w oko, to nawet najlepszy chirurg nie jest w
stanie uratować takiego pacjenta – warknął czerwony z gniewu chłopak zerkając
na stolik przyłóżkowy, gdzie leżały pozostawione po obiedzie sztućce. – Z tobą
rozprawię się jak już go zadźgam – piwne oczy mężczyzny zdawały się rzucać
błyskawice.
......................................................................................................
Betowała Niebieska
......................................................................................................
Betowała Niebieska
haha ten ich lot samolotem,, xD padłam,,
OdpowiedzUsuńA co do Michasia,,, spokojnie zareagował, że to jego drugi tatuś, no ale od razu było widać, że to uroczy odpowiedzialny malec i umie się odpowiednio zachować, teraz najważniejszy był Jacek, i jego powrót do zdrowia, a do tego oczywiście potrzebne są pieniądze...
Pisz szybciutko,, skończyć w takim momencie xd chce widzieć jak Jacek dźga go widelcem nooo xD haha
Twoja Maru;3
Michaś jest s|odki i dobrze zareagowa|. Ty|ko koniec w takim momencie:( |os samo|otem świetny i mam nadzieje że Jacek przyjmie pomoc a nie będzie się upiera| przy swoim. Dużo weny i pisz szybciutko:)
OdpowiedzUsuńJak dla mnie za krótko, ten rozdział po prostu cudowny. Ten sekretarz jest po prostu niezły. Tak się zastanawiam co poróżniło Jacka i Maxa, w końcu ten nawet nie przysyłał kasy na byt swojego dziecka ani nic, zerwali kontakt co smutne i dziwne skoro są małżeństwem. Niecierpliwie wyczekuje nowej notki
UsuńHaha.. Max zabije tego sekretarza, o ile zdąży oczywiście bo najpierw zabije go Jacek ;D Następny rozdział będzie pewno boski o ile się nie pozabijają to na pewno tak będzie. Reakcja Michałka mnie zaskoczyła. Jak ja bym się dowiedziała że przyjechał mój drugi tatuś to bym się po ni zaczęła drzeć dlaczego pozwolił odejść mojemu drugiemu tacie i nie ważne ile miałabym lat to bym się nie bała bo byłby to dla mnie obcy mężczyzna. No ale cóż, to wszystko kwestia wychowania którym zajmował się Jacek i Zofia. Na to wygląda, że dali wykonali swoje zadanie na szóstkę z plusem ;) .. Czekam na kolejny rozdział i powodzenia w pisaniu
OdpowiedzUsuńMadziu Michaś ma 5 lat i nic nie wie o kłótni między Jackiem i Maxem. Słowo tatuś kojarzy mu się wyłącznie z wszystkim co najlepsze, dlatego przygląda się tylko Maxowi i wysnuwa własne, dziecięce wnioski. Tak jak to opisałaś zareagowałby nadpobudliwy nastolatek po przejściach. Karski nie jest typem człowieka, który odgrywa się na partnerze wzbudzając w dziecku nienawiść do niego. Na końcu rzeczywiście puściły Jackowi nerwy w obecności dziecka, ale zważywszy na sytuację jest chyba usprawiedliwiony.
UsuńWybacz XD Po dodanym komciu zauważyłam rozdzialik xD weny! *.* No niezły miał Jacek nieźle szydełkuje na słownictwie *o* A i proszę o rozdzialik 2 XD bo naprawdę już wariuję *.* Potem mi przejdzie ale wiesz XD zawsze tak mam przy 1 rozdziałach :)
OdpowiedzUsuńrewelacja! bardzo mi się spodobał rozdział, tylko... dużo za krótki:) nawet nie doszło do rozmowy Maxa i Jacka:( i naprawdę jestem ciekawa jak się spotkali, pobrali i co ich poróżniło. Czy w tym świecie dzieci z 2 mężczyzn rodzą się tak jak w "Małżeństwie z rozsądku" czy w jakiś inny sposób?
OdpowiedzUsuńi dobrze tak Maxowi, niech się czuje winny i niech naprawi to, co zepsuł! Michaś jak zwykle jest cudowny:) czekam na dalsze części:)
Nana
Powiem ci że coraz bardziej przekonuje się do tego opowiadania :)
OdpowiedzUsuńCiekawi mnie ta tragiczna historia z sprzed lat-ciekawe o co poszło? hym...
Reakcja Jacka pokazuje że Max będzie miał spory kłopot z przekonaniem męża co do wycieczki do Stanów
Weny życzę mam nadzieje że szybko dodasz nową notkę.
Pozdrawiam merllo :)
O ja pierdziele...
OdpowiedzUsuńZajebiszczy rozdział! ^^
Wiesz, napoczątku myslałam, że to ten cały Norr będzie niezłym buntownikiem, a tu się okazuje, że to całkiem spokojny facet jest. Za to kompletnie nie przyszło mi do głowy, że ten łagodny i sympatyczny, lekko nieśmiały facet o dźwięcznym imieniu Jacek, może być takim ziółkiem! I to jeszcze takim wygadanym! Cicha woda, co?
Klasa MiiP! Tutaj się uchachałam. Ale musiali mieć drogę. Leciałam samolotem takim 'normalnym' i było to dłuuuga, nudna i męcząca podróż, więc nie chę sobie nawet wyobrażać przez co oni musieli przejść. Max kajś ty takiego sekretarza znalazł, hm? Co ci takie 'egzotyczne' miejsca zajmuje. No naprawdę, drugiego takiego ze świecą szukać. xD
Też się zastanawiam co to jest za 'rzecz', które ich - sądząc po reakcji Jacka- tak namiętnie poróżniła. Albo co to jest za 'ktoś'. Mam nadzieję, że nam to wyjaśnisz, bo naprawdę nie spodziewałam się aż takiej reakcji na wieść o swoim byłym kochanku. Osz, to musiało być niezłe, że po 5-ciu latach takie reakcje wzbudza, nie?
Jestem jak najbardziej za wakacjami. Jest jeden problem - Jacek. Swoją drogą to ten cały Max jakoś dziwnie się dla Jacusia poświęca. Dlaczego? Może całe to nieporozumienie jest z jego winy? I może cały czas jakoś kocha się w byłym partnerze? I oczywistym jest, że dzieciak go całkowicie zauroczył. Swoją drogą to całkiem fajny z niego szkrab. :)Mam zamiar się tego wszytstkiego dowiedzieć. Więc poproszę o rozdział, w którym oni sobie wszystko wyjaśniają i opowiadają swoją historię. I fajne by było, jak by się dowiedzieli co robili przez te 5 lat, nie? Takie odświeżenie znajomości. ^^ (o ile go Jacek nie zabije zanim wejdzie)
Jacuś! Biedny ten twój mąż, oj, biedny.
Pomóc Ci?
Żartuję (wcale nie), ale mógłbyś chociaż trochę mu odpuścić? Przenajmniej teraz, bo wykitujesz na łóżku i nawet nie zczaisz kiedy. Potem jak już wyjdziesz ze szpitala to se go zabijej w cholerę, tylko na młodego uważaj, bo się będzie pytał gdzie tatuś mu uciekł. Mam nowe widelce w domu. Pożyczyć ci?
Uważam, że rozdział jest zajebisty i (cholera jasna!) wstawiaj szybko nową notkę. (Najlepiej już i zaraz!) Historia coraz bardziej wciąga i mam zamiar ją przeczytać. Szybko. I swoją drogą widziałam gdzieś pytanie dotyczące ciąży u facetów tutaj. Ktoś wyżej zapytał. Mam to samo pytanko. Jest tak samo jak w 'Małżeństwie z rozsądku', czy tutaj normalnie? (o ile to normalnie można nazwać xD)
Weny słoneczko!
~Tirea
Oczy Jacka są piwne czy brązowe? A i samochód raz jest Pyrchawką a raz Purkawką ale to drobiazg, o który nie będę się czepiać.:)
OdpowiedzUsuńHaha, znalazłam po długich poszukiwaniach, bo było na końcu.
UsuńHejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, mam nadzieję że Max słyszał te słowa, i cóż Zosia nie ma odwagi do powiedzenia o ci chodzi to Michałek ją wyręcza... klasa miip haha no chciał być inkognito... więc ma zwierzęta, nie wiedza kim jest...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Zośka