czwartek, 25 października 2012

Rozdział 2


Jacek z Zofią przez chwilę się szamotali i tak zastał ich lekarz dyżurny robiący obchód po salach. Za nim wślizgnął się do pokoju Max z Michałkiem. Na widok męża oczy Jacka dosłownie zalśniły czerwienią. Ścisnął  mocniej w dłoniach widelce i ustawił je pod kątem prostym, jakby miał zamiar za chwilę zerwać się z łóżka i zaatakować piosenkarza. Zofia uwolniła jego ręce i odsunęła się od niego. Doszła do wniosku, że najlepiej będzie wyprowadzić stąd malucha. Chwyciła za ramię chłopczyka i popchnęła go lekko w stronę drzwi.
- Chodź kochanie, pan doktor teraz zbada tatusia i nie możemy mu przeszkadzać. Pójdziemy na gorącą czekoladę – zabrała dziecko z pokoju.
- Panie Karski, po co panu te sztućce? Kolacja już dawno się skończyła – zapytał lekarz obserwując z rozbawieniem swojego pacjenta. To właśnie on go operował i zdążył polubić tego delikatnego, młodego mężczyznę. Nigdy nie sądził, że Karski jest zdolny do tego typu agresywnych zachowań. Mąż, którego widział tutaj po raz pierwszy, musiał mu czymś naprawdę podpaść.
- Podejdź bliżej Max – odezwał się Jacek, podejrzanie spokojnym głosem – dawno się nie wdzieliśmy i muszę ci się lepiej przyjrzeć. Z przyjemnością wbiję jeden z tych widelców w twoje czarne serce. Drugim porysuję ci tą przystojną buźkę, żebyś wreszcie wyglądał tak, jak powinien taki ohydny zdrajca – syknął  jadowicie do zaskoczonego mężczyzny.
- Panie Karski, swoje sprawy obgadacie później. Teraz muszę pana zbadać, więc proszę odłożyć sztućce na stół – lekarz podszedł do łóżka.  - Natychmiast, albo wraca pan na SIN! – powiedział groźnie mężczyzna.
- No dobrze, potem go dopadnę – zgodził się niechętnie Jacek i położył swoją broń, którą lekarz od razu zwinnie schował do kieszeni.
- Ejże, czy pan jest z nim w zmowie? – chłopak naburmuszył się i spojrzał na niego, niezadowolony z takiego obrotu sprawy .
- Chce pan jutro wrócić do domu? – mężczyzna podniósł mu koszulkę i zatroskany oglądał szwy. – Proszę zobaczyć, zaogniły się. Ma pan leżeć spokojnie, albo spędzi pan tutaj jeszcze co najmniej tydzień. Teraz wyjdę, a wy – wskazał na obydwu mężczyzn - macie zacząć się zachowywać jak dorośli, kulturalni ludzie. Jak usłyszę jakąś awanturę , to pana wyrzucę – powiedział groźnie do Maxa. – A do ciebie przyślę siostrę Lucynę z największym i najpaskudniejszym zastrzykiem uspokajającym jaki uda mi się wymyślić – spojrzał prosto w nieco wystraszone oczy Jacka.
- Tylko nie siostra Lucyna! Będę najbardziej kulturalnym pana pacjentem – przysiągł solennie chłopak.
W tym czasie, kiedy lekarz badał pacjenta, Max nie potrafił oderwać od niego oczu. Wodził wzrokiem po bladej, zmęczonej twarzy na której cierpienie wyryło już swoje piętno. Dostrzegł wielkie, sine cienie pod oczami, spękane od gorączki usta, a kiedy mężczyzna podniósł jego koszulkę, także wychudzone, wycieńczone chorobą ciało. Jakże różnił się od tego pięknego, pełnego radości życia chłopaka, którego zapamiętał i pokochał bez pamięci. Wiele wydarzyło się między nimi zarówno dobrych jak i złych rzeczy. Gdy się rozstali był głęboko zraniony i  pewien swoich racji. Utwierdził się w nich jeszcze przez te sześć lat, kiedy to nie utrzymywali ze sobą żadnych kontaktów. Jednak teraz z każdą godziną, która upłynęła od przeczytania listu od Zofii coraz bardziej narastały w nim wątpliwości. Wiele elementów układanki wyraźnie do siebie nie pasowało. Czuł, że przeoczył coś bardzo ważnego. Postanowił za wszelką cenę rozwikłać tę zagadkę i dojść do prawdy. Pogrążony w swoich myślach nawet nie zauważył kiedy wyszedł lekarz.
- Boisz się podejść? – usłyszał złośliwe pytanie Jacka. – Spokojnie, jestem taki słaby, że nie mógłbym skrzywdzić nawet muchy. – Max bez słowa wziął krzesło i postawił je obok łóżka męża. Usiadł na nim i odetchnął głęboko. – Jestem ciekaw co cię tutaj przygnało, Zosia musiała wysmażyć naprawdę dramatyczny list. Do tej pory jakoś nie byłeś zainteresowany kontaktem ze mną – powiedział z goryczą w głosie chłopak.
- Chciałem się zobaczyć zarówno z tobą jak i z Michałkiem. Dobrze wiesz dlaczego do tej pory trzymałem się od ciebie z daleka. Okłamałeś mnie, okłamałeś w najbardziej okrutny sposób jaki można sobie wymyślić – powiedział ze smutkiem i wyrzutem mężczyzna. – Spójrz mi w oczy i powiedz dlaczego to zrobiłeś? Dlaczego nie powiedziałeś prawdy, kiedy spytałem czyje to dziecko? – chwycił chłopaka za rękę i usiłował zmusić go do kontaktu wzrokowego, ale on najwyraźniej wcale nie miał na to ochoty. Odwrócił głowę i patrzył na jesienny krajobraz za nim.
- Zofia nie miała prawa się wtrącać, nie zna całej historii – odezwał się cicho. – Gdybym mógł cofnąć czas, zrobiłbym to bez wahania jeszcze raz.
- Jak możesz mówić coś takiego, zabrałeś mi pięć lat z życia mojego syna! – krzyknął do niego dotknięty do żywego Max. – Nie mogłem być przy nim jak dorastał, nic nie jest w stanie mi tego wynagrodzić!
- A pamiętasz jak przed wyjazdem do Polski przez dwa tygodnie usiłowałem się z tobą skontaktować? Wielokrotnie przychodziłem do twojego domu i błagałem o spotkanie, a ty nie raczyłeś nawet wyjść i ze mną porozmawiać. Chciałem ci wszystko wytłumaczyć. Strasznie był ze mnie naiwny głupiec.
- Wtedy byłem taki wściekły, że nie wiem co bym ci zrobił gdyby doszło do konfrontacji. Wolałem nie kusić losu – odparł ponuro Max.
- Więc zemściłeś się rękami swoich ludzi, parszywy tchórzu – odrzekł zimno Jacek, patrząc mu teraz prosto w oczy. – Kiedy ostatniego dnia przed wyjazdem przyszedłem do twojego domu, widziałem cię w oknie. Drzwi otworzyła mi menadżerka mówiąc, że nie ma cię w domu. Zamknęła mi je przed nosem. Byłem jednak bardzo zdesperowany, bo następnego dnia miałem wrócić do Polski i wiedziałem, że to ostatnia okazja do rozmowy z tobą. Bębniłem palcami w twarde drewno, aż poobcierałem sobie dłonie do krwi. W końcu drzwi otworzyły się i wyszło z nich dwóch, rosłych ochroniarzy. Zrzucili mnie ze schodów na ziemię. Upadłem bezwładnie prosto na brzuch. Zrobiło mi się słabo i nie mogłem się podnieść, więc wzięli mnie pod pachy i wyrzucili mnie za bramę jak wściekłego psa. Gdy się ocknąłem zadzwoniłem po taksówkę. W ten dzień o mało nie straciłem Michałka, po powrocie do hotelu dostałem silnego krwotoku i zabrano mnie do szpitala. Po co więc miałbym potem kontaktować się z mordercą? Nie chciałeś nas, więc usunąłem ci się z drogi. Powinieneś być zadowolony, przecież zrobiłeś międzynarodową karierę – po twarzy chłopaka płynęły łzy.
- Boże Jacek, za kogo ty mnie masz?! Naprawdę myślisz, ze jestem takim potworem?! – wykrzyknął zaszokowany jego opowieścią piosenkarz. – Przecież mnie znałeś, i jak twierdziłeś kochałeś, jak mogłeś dojść do takich przerażających wniosków?
- O nie, mnie wtedy wydawało się tylko, że cię znam! To co się stało potem udowodniło jakim byłem kretynem. Widziałeś mnie, byłeś zazdrosny, nosiłem cudze dziecko więc mój wniosek jest chyba logiczny - odparł Jacek wycierając łzy wierzchem dłoni.
- Posłuchaj, nie miałem z tym nic wspólnego. Owszem szalałem wtedy z wściekłości, ale nigdy bym się nie posunął do czegoś takiego. Mam wrażenie, że pomiędzy nami narosło mnóstwo jakiś tajemnic i niewyjaśnionych spraw – powiedział lekko drżącym głosem Max. – Muszę się uspokoić i pomyśleć nad tym – gwałtownie podniósł się z krzesła.
- Jeśli nie ty, to kto wydał takie polecenie? – zapytał zaskoczony jego odpowiedzią chłopak.
- Tego właśnie trzeba się dowiedzieć. Wiem, że jesteś zdenerwowany, ale mam propozycję i proszę, żebyś się nad nią poważnie zastanowił. Wrócimy do tego kiedy cię wypiszą ze szpitala. Przyjedź do mnie do USA razem z Zofią i Michałkiem. Zapewnię ci najlepsze warunki do rekonwalescencji, a ja będę miał okazję poznać syna. Wiem, że mi nie ufasz, więc możemy spisać kontrakt – delikatnie dotknął jego dłoni, a on gwałtownie się odsunął jakby ukąsiła go kobra.
- Jak ty sobie to wyobrażasz, wiesz co się będzie działo jak się prasa dowie o moim przyjeździe? – zapytał niezmiernie zdumiony jego propozycją Jacek. – Będą koczować pod twoim domem dniami i nocami. Nie chcę dać się wciągnąć w twój pokręcony światek.
- Co ty się przejmujesz tymi sępami? Jesteś moim mężem, Michałek jest moim synem i to właśnie mam zamiar im powiedzieć – odparł spokojnie Max.
- Kompletnie oszalałeś?! – wytrzeszczył na niego oczy mąż.
- Bynajmniej, mówię zupełnie poważnie. Wiesz, myślę, że to będzie naprawdę zabawne i z całą pewnością kilka osób trafi na miejscu szlag – piosenkarz uśmiechnął się do niego, a jego oczy zalśniły szelmowsko. – Teraz mam zamiar iść na zakupy z Michałkiem.
- O naprawdę? To będziesz miał małą niespodziankę, bo twój syn jest naprawdę wyjątkowy – stwierdził złośliwie chłopak. – Tylko mi się czasem z nim nie zgub.
- Daj spokój, nie jestem kidnaperem. Powinienem o czymś wiedzieć? – zapytał podejrzliwie Max.
- Ależ skąd – stwierdził Jacek i posłał mężowi tak słodkie spojrzenie, że ten aż się przestraszył. – Bawcie się dobrze.
………………………………………………………………………

Dziesięć minut później cała czwórka stała pod szpitalem. Zofia spoglądała niepewnie na zamyślonego Maxa, a Jimi droczył się z Michałkiem i próbował od niego wysępić gumy do żucia.
- Panie Norr, wszystko w porządku? - zapytała kobieta, zaniepokojona przedłużającym się milczeniem mężczyzny.
- Zosiu, mogę tak do pani mówić? Sprawa jest chyba o wiele bardziej zawikłana niż myślałem. Proszę mi pomóc namówić Jacka do wyjazdu – spojrzał na nią błagalnie.
- Myślę, że to dobry pomysł. Teraz, kiedy cię poznałam osobiście zaczynam powoli zmieniać zdanie na twój temat, a długie wakacje dobrze nam wszystkim zrobią. Obawiam się tylko, że nie będzie łatwo przekonać tego uparciucha. Jacuś to dobry chłopak, ale charakterek ma niestety po nieboszczce. Postaram się coś wykombinować – poklepała Maxa uspokajająco po plecach. – Kiedy Jacek wrócił z USA opowiedział mi w skrócie co się wydarzyło. Od początku coś mi w tej historii nie pasowało. Mam zamiar trochę powęszyć po przylocie do USA. Rozmawiałeś z nim?
- Tak i mam teraz w głowie kompletny zamęt. Nic w tej całej sprawie do siebie nie pasuje i z każdą nową informacją powstaje coraz większy chaos. Wszystko, w co do tej pory święcie wierzyłem, zaczyna się rozsypywać jak domek z kart. Jacek mi nie ufa, zachowuje swoje tajemnice dla siebie i coś mi się wydaje, że sporo przed nami ukrywa.
- Spokojnie, powoli wszystko z niego wyciągniemy. A teraz do roboty. Muszę zapełnić lodówkę, a wy co będziecie robić?
- Chyba zrobimy sobie rajd po sklepach. Michałkowi oraz mnie przydałby się jakieś ubrania. - Sięgnął ręką do kieszeni i wyciągnął portfel. Podał Zofii gruby plik banknotów stu złotowych. – Będziemy bardzo głodni jak wrócimy, więc kup co uważasz, bo ja się na tym kompletnie nie znam.
-To za dużo – pokręciła głową Zofia. -  Naprawdę chcesz zabrać dzieciaka na zakupy? – zapytała, a na jej twarzy pojawił się psotny uśmieszek. – Będzie szczęśliwy, bo to jego hobby. Ten dzieciak uważa się za poważnego biznesmena i przyszłego króla handlu.
- Oczywiście i nie bój się, nie ukradnę go. Jimi niech idzie z tobą. Pomoże ci taszczyć siatki – kucnął obok chłopczyka i pogłaskał go delikatnie po policzku. – Zaprowadzisz mnie do galerii, żebym mógł sobie kupić jakąś cieplejszą kurtkę?
- Pewnie – odpowiedział entuzjastycznie maluch, a jego buzia pojaśniała jak słoneczko – znam tam prawie wszystkich. Masz pieniążki, bo tam jest dosyć drogo? – zapytał go poważnie, dmuchając w przydługawą grzywkę.
- Wziąłem pieniądze i karty kredytowe, powinno nam wystarczyć –  odpowiedział piosenkarz, zaskoczony dorosłym zachowaniem syna. Michałek zerknął na ciotkę niepewnie i widząc jak kiwa przyzwalająco głową, złapał małą, ciepłą łapką dużą dłoń mężczyzny. Pociągnął go w stronę widniejącego po drugiej stronie ulicy ogromnego domu towarowego. Max zapiął sweter i nałożył ciemne okulary zasłaniające mu pół twarzy.
-Śmieszne – maluch popatrzył na niego z szerokim uśmiechem na drobnej buzi – wyglądasz jak muszy tatuś. -Po kilkunastu minutach byli już w galerii. – Idziemy tam – chłopczyk wskazał na sklepiki z masową produkcją - czy na górę? – gdzie z daleka widać było ekskluzywne butiki.
- Skoro mamy dużo pieniędzy to jasne, że obejrzymy najpierw wszystko co najlepsze – odparł Norr.
Wyjechali ruchomymi schodami na górę i weszli do jednego z eleganckich, błyszczących od reklam sklepów. Zaczęli oglądać sportowe kurtki poukładane według kolorów na wieszakach. Maxowi spodobała się jedna z nich, więc zaczął się rozglądać za sprzedawczynią. W kącie zobaczył dwie, spierające się ze sobą dziewczyny. Kiedy podszedł bliżej usłyszał dziwną rozmowę.
- Idź do nich, to biedota i tak nic nie kupią – odezwała się niska blondynka.
- Nie ma mowy, to twoja kolej – zaperzyła się brunetka.
- Postawie ci lody w kawiarni na dole, chcę iść na dymka – kusiła koleżanka.
- Odczep się, ja znam tego smarkacza z bazaru, to ten wcielony diabeł Karski. Wygląda niewinnie jak aniołek, ale jest postrachem wszystkich sklepikarzy – prychnęła na nią dziewczyna.
- No coś ty, przecież to dziecko – postukała ją po głowie blondynka i ruszyła do przodu. Nie zauważyły kiedy z tyłu podszedł do nich młody mężczyzna i złapał je za kołnierzyki.
- Zamiast plotkować zajmijcie się klientem – warknął na przestraszone dziewczyny.
- Ale szefie…! – jęknęły chórkiem.
– Dobra sam to zrobię. Udowodnię wam, że dobry sprzedawca, każdemu wciśnie jakiś towar – spojrzał na nie wyniośle i podszedł do Maxa.
- Czym mogę służyć? – zapytał ze sztucznym, służbowym uśmiechem.
- Czy mogę przymierzyć tą kurtkę? – Max stanął przed lustrem i zapiął się pod samą szyję. – I jak? – zerknął na Michałka.
- Niezła – pokiwał główką maluch.
- Proszę zapakować – zwrócił się do sprzedawcy.
- Będzie pan zadowolony, adidas szyje naprawdę świetną odzież sportową – mężczyzna zaczął wypisywać rachunek.
- Chwileczkę – odezwał się niespodziewanie cieniutkim głosikiem Michaś – ile to kosztuje?
- Dwa tysiące sześćset złotych, znasz ty się chociaż na pieniążkach, mały? – lekceważąco poklepał go po kapturku sprzedawca.
- Znam proszę pana, a to nie adidas tylko podróbka z Tajwanu. Warta najwyżej pięćset złotych, bo materiał jest nawet dobrej jakości, ale polar pod spodem to tylko dwusetka – terkotał jak nakręcony dzieciak, a z każdym jego słowem twarz właściciela sklepu robiła się coraz bledsza. – Paski są wszyte w innym miejscu niż w oryginale, a pod spodem widać resztki starej metki – uśmiechnął się słodko Michaś.
- Sskąd wwiesz? – wyjąkał z trudem mężczyzna.
- Oh, znam się na tym – machnął do niego małą łapką chłopczyk. – Kiedy dorosnę, będę biznesmenem.
- Dobra dla ciebie pięćset, a jak będziesz zakładał jakiś interes, to się zgłoś do mnie, chętnie zostanę twoim wspólnikiem kolego – sprzedawca z powagą podał rękę chłopczykowi. Max wyszedł ze sklepu z kurtką pod pachą i przez dłuższą chwilę, nie mógł wydusić z siebie ani słowa. Michaś grzecznie czekał, podskakując dookoła na jednej nodze.
- Kupujemy coś jeszcze? – zapytał w końcu, szarpiąc piosenkarza za brzeg swetra. Poszli więc dalej, siejąc postrach w całej galerii. W każdym następnym sklepie sprzedawcy byli coraz bardziej uprzejmi, a ceny zaskakująco niskie. Kilka butików zostało też zamkniętych o niespodziewanie wczesnej porze. Piosenkarz prawie się nie odzywał, zostawiając negocjacje synkowi. Wrócili do domu taksówką obładowani jak wielbłądy. Max, nadal w lekkim szoku usiadł w kuchni i sięgnął po szklankę z wodą.
- Jak się udały zakupy? – zapytała Zosia, ale widząc jego wyraz twarzy zabrała mu szklankę z wodą i zamieniła ją na lampkę z koniakiem.- Chyba tego bardziej potrzebujesz? – roześmiała się i schyliła by ucałować Michasia, który wepchnął się jej na kolana.
..................................................................................................
Betowała Niebieska

SIN - sala intensywnego nadzoru w szpitalu

12 komentarzy:

  1. haha jakie zakupy, mój mały Michaś jest taki mądry ;3 Taki uroczy, awww *_* ciekawe jak sobie poradzą w USA o ile tam polecą bo Jacek choć był zaskoczony tą rozmową tak samo jak i Max, to nie wiem czy się zgodzi, to normalne, ze mu nie ufa, prawie stracił dziecko i myślał, że przez niego, no cóż, ciekawe co będzie dalej, już nie mogę się doczekać, błagam pisz szybciutko ;3
    Twoja Maru ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. hahahahahahahahahahahahaXD poczatek mnie zszokowała i sprawił, że miałąm ochotę utulić Jacka...a końcówka tak rozśmieszyła, aż śmiałam się do ekranu! xD weny! :****

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej,
    wspaniałe opowiadanie, coraz bardziej zaczyna mi się podobać, Maxx poznał swojego syna z trochę innej strony, podobała mi się reakcja Maxa na poważne zachowanie Michałka w sklepie, jeśli sprawa dotyczy pieniędzy za zakupy. Rośnie bardzo dobry biznesmen. Mam nadzieję, że Jacek da się przekonać do tego wyjazdu, może tam uda się rozwikłać wszystkie tajemnice z przeszłości.
    Weny życzę....
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  4. Łał, ma mały talent ;) Postrach sklepikarzy chodzący do przedszkola.
    Jacek nawet dobrze przyjął Maxa, więc mam nadzieję, że szybko wyjadą do USA. No i ta tajemnica ich rozstania. Zapowiada się ciekawie ;)
    Weny!

    OdpowiedzUsuń
  5. hmm cudownie cudownie.Biedny Maxio i Jacek, padli pewnie ofiarą spisku. Może Maxio został skrzywdzony, bo wątpię aby ten zdradził Jacka. Oboje powinni wyjaśnić sobie sytuacje już wcześniej. Michaś jest słodziutko

    OdpowiedzUsuń
  6. jestem na tak , but brak mi fapfap :c

    OdpowiedzUsuń
  7. haha cudowne zakupy. Postrach całej galerii i nawet kilka sklepów wcześniej zamknęli hmmm ciekawe dlaczego ;p .. Taki mały chłopczyk, a tak się na tym zna. Nieźle, chłopak da sobie radę w życiu nie ma co. Rozdział boski, uważam że Jacek powinien się zgodzić na wyjazd do USA i z Maxem przeprowadzić swego rodzaju śledztwo na temat przeszłości. To na pewno wyjaśni wiele różnych spraw i sprawi że może do siebie wrócą. Czekam na kolejny rozdział i wenyy >^,^<

    OdpowiedzUsuń
  8. hahahahahahah ten mały jest bezbłędny !!!! ;D ahh te małżeństwa... zawsze się kłócą! ;P neimogę się doczekać nn *.* jesteś obłędna dziewczyno!


    Magnolia

    OdpowiedzUsuń
  9. Coś tutaj śmierdzi.
    Ta ich historia ma jegną wielką dziurę gdzieś pośrodku, nie sądzicie?
    Ta cała sekretarka/menadżerka/whatever Norr'a mi się nie podoba. W tej opowieści mi nią waliło na kilometr. Pewnie się tylko interesowała tą sławą i coś tam jeszcze. Ale babsztyl,no!
    Ja też chcę takiego bachora! Czaicie, idziemy na zakupy i wszystko mamy połowę jak nie więcej taniej. I nie dość, że ciuch zajebisty to jeszcze kasa w kieszeni zostaje! AJAJAJ!!*q*
    Mam nadzieję, na małe co nie co w USA. Nie muszę chyba mówić o kogo mi chodzi, prawda? No, ale żeby było 'coś' to najpierw muszą tam pojechać, więc Max staraj się jak możesz, bo ja mam chęć na romansik. I już.
    CZekam niecierpliwie na koleją część.
    Tirea

    OdpowiedzUsuń
  10. Ach! Uwielbiam wszystkie twoje historie! Choć mam wiele zaległości.
    Jak większość pewnie uważam, że rzeczywiście coś jest nie tak.
    Mam nadzieję, że w końcu się zejdą i wszystko będzie dobrze.
    Nie umiem pisać komentarzy, więc zostawię to jak jest.
    A i, pewnie znowu jak większość, TEN DZIECIAK RZĄDZI!!!!!!!!!!!
    Życzę weny,
    LR

    OdpowiedzUsuń
  11. Już uwielbiam to opowiadanie. Michaś jest świetny po prostu a Max i Jacek widać że mają bardzo skomplikowaną historię i bardzo mi się to podoba jest ciekawie i tak jakoś życiowo:) To opowiadanie masz raje różni się od innych ale i tak jest wspaniałe:) Dużo weny

    OdpowiedzUsuń
  12. Hejeczka,
    wpaniale, zastanawiam się co Jacek mówił synkowi jak ten pytał o drugiego tatusia, no jak to tak przeciwko swojemu tatusiowi występować... ro jest... a to jak Max opowiadał o spotkaniu to było och...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Zośka

    OdpowiedzUsuń